Pamiętam
jak na studiach, na jednych z pierwszych wykładów z psychologii, prowadzący je
profesor spytał, czym mamy zamiar zajmować się po zakończeniu swojej edukacji.
Odpowiedzi było mniej więcej tyle ile osób obecnych na sali, co mężczyzn skwitował
pobłażliwym uśmiechem i stwierdzeniem a może raczej wyznaniem, że on również w
naszym wieku miał tak pozytywne, nieco naiwne podejście do rzeczywistości.
-
Musicie pamiętać o kilku rzeczach- oznajmił siadając na skraju biurka- W życiu
zawsze macie kilka dróg do wyboru. Niezależnie od tego, którą z nich
wybierzecie zawsze będziecie zastanawiać się jakby wyglądało wasze życie
gdybyście wybrali inaczej. Oprócz tego droga do celu byłaby nic nie warta gdyby
nie była naznaczona przeszkodami. Poza tym satysfakcja z pokonania trudności
jest bezcenna.- Uśmiechnął się tak jakby uważał, że zdradził nam strzeżoną
pilnie od lat tajemnicę.
Wtedy
te słowa wywarły na mnie spore wrażenie, ale patrząc z perspektywy czasu i
biorąc pod uwagę wydarzenia minionych kilku lat nie jestem tak pewna ich sensu
jak wtedy.
Dobra,
nic nie przychodzi łatwo. Tylko, dlaczego czasami wszystko przychodzi aż tak
ciężko i idzie jak po grudzie? Może chodzi o to, że gdy coś przychodzi nam zbyt
łatwo nie doceniamy tego w pełni. Czasami dopiero jak stracimy coś, co
uważaliśmy dane na zawsze wiemy ile mieliśmy szczęścia. Cały ten ból i
cierpienie można spróbować przekuć w coś dobrego, ale nie jest to łatwe.
Podobno
cierpienie uszlachetnia. Pojęcia nie mam, co za kretyn to wymyślił, ale
najwyraźniej nawąchał się czegoś, bo wątpię, aby coś takiego można stwierdzić
na trzeźwo. Cierpienie wcale nie uszlachetnia. Sprawia, że rozpadasz się,
upadasz coraz bardziej, ale jak już uda się człowiekowi pozbierać jest
silniejszy i może więcej wytrzymać, ale ze szlachetnością to to wiele wspólnego
nie ma. Przynajmniej według mnie.
Po
powrocie do domu z pracy nie mam nawet siły, żeby zanieść zakupy do kuchni,
więc zostawiam je w wąskim przedpokoju. Powłócząc nogami idę do niewielkiego
pokoju, szumnie nazywanego salonem, gdzie sadowię się w wygodnie. Prze chwilę
rozbawiona przyglądam się drzemiącemu na kanapie Ryanowi, który zasnął
poobkładany pismami dotyczącymi fizjoterapii. Chłopak budzi się, gdy hałaśliwie
kładę nogi na stoliku.
-
Tobie czasami nie jest za wygodnie?- Pyta trąc zaspane oczy.
-
Jak już pytasz to nie, nie jest. Mięśnie mam trochę zesztywniałe.- Od kilku dni
wszyscy w Ośrodku kultury, gdzie pracowałam, uwijali się jak w ukropie,
ponieważ wielkimi krokami zbliżały się dni miasta, impreza zapewniająca trochę
rozrywki mieszkańcom miasteczka. Więc nawet tacy jak ja, na co dzień zajmujący się
bardziej biurową pracą, zostali zagonieni do zajęć bardziej fizycznych.
-Znowu
narzekasz.- Stwierdził zaplatając ręce na klatce piersiowej.
-
Tak wiem, ale my kobiety tak mamy.- Wzruszyłam ramionami jakby to rozumiało się
samo przez się.- Mimo wszystko cieszę się, że mogę oderwać się od papierkowej
roboty. Choćby na chwilę.
-
Na to nic nie poradzę, ale jakby coś pamiętaj, że zawsze mogę Cię trochę
pomasować.- Mówiąc to zabawnie poruszał dłońmi a mnie zatkało.
-
Żartujesz sobie?- Widząc jego roześmiane spojrzenie nie byłam pewna czy mówi
poważnie.
-
Pewnie, że tak.- Uśmiechnął się do mnie szeroko.- Do tej pory pamiętam
ostrzeżenie twojego przyjaciela.- Udał, ze wstrząsa nim dreszcz przerażenia.
-
Nie masz przypadkiem brata bliźniaka?
-
Czemu pytasz?
-
Bo ty nie żartujesz, to nie jest normalne. No w każdym razie w twoim przypadku.-
Przymknęłam oczy jakby miało mi to pomóc dostrzec coś więcej.
-
Życie już takie jest, że zaskakują nas najbardziej Ci, po których najmniej się
tego spodziewamy.- Stwierdza i zaczyna beztrosko żonglować leżącymi na
talerzyku mandarynkami.
-
Ryan?- Spojrzałam na chłopaka zajadającego się soczystym owocem.- Chciałam Cię
przeprosić. Wiesz za ten wybuch… Miałeś rację. Bez względu na to, co przeszłam,
nie mam prawa na nikim się wyżywać.
-
No proszę a ja myślałem, że nie umiesz przyznać się do błędu.- Pochylił się
nieco w moją stronę. Poczułam się trochę nieswojo, bo przyglądał mi się z taką
miną jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.
-
Ludzie potrafią zaskakiwać.- Złośliwie pokazałam mu języki i przypomniało mi
się coś, co powiedział. O tym, że każdy przeżywa swoje własne nieszczęścia.-
Jakbyś chciał o czymś pogadać to wiesz gdzie mnie znaleźć.- Wypaliłam nim
zdążyłam zastanowić się, co robię i żeby zamaskować zmieszanie zniknęłam za
drzwiami swojego pokoju żegnana tłumionym chichotem mojego współlokatora. Z
jakiegoś powodu ubzdurałam sobie, że jego słowa nie są czczą gadaniną, że nie wzięło
mu się to bez powodu, że w jego życiu stało się coś takiego, co sprawiło, iż
stał się taką osobą, jaką poznałam. Skrytą i momentami mrukliwą a nie tym
sympatycznym chłopakiem, z którym rozmawiałam przed chwilą.
*
-
Pojęcia nie mam jak ty to wszystko robisz. Jeszcze dobrze nie skończył się finał
Ligi Mistrzów a ty już jesteś tutaj.- Kątem oka zerknęłam na siedzącego obok Matta,
który jak tylko dowiedział się, że jestem sama w domu, bo Rayan gdzieś
wyjechał, postanowił dotrzymać mi towarzystwa.
-
Wszystko jest kwestią organizacji.
-
Tylko tyle?- Spojrzałam na niego powątpiewająco.
-
No może jeszcze hierarchii- dodał po chwili zastanowienia.- Trzeba umieć sobie
wszystko dobrze uporządkować, ustalić pewne wartości, którymi powinno się
kierować, wiedzieć, co jest istotne a co nie. Ale najważniejsi są otaczający
nas ludzie, będący ostoją w tym codziennym szaleństwie.- Posłał mi tak pełne
ciepła spojrzenie, że aż się zarumieniłam.
Udając,
że nic takiego się nie stało wróciłam do przerwanej jego przebyciem czynności,
czyli zagniatania ciasta. Ponieważ jestem łakomczuchem a w domu nie było nic
słodkiego postanowiłam sama coś upiec zamiast zawitać do pobliskiej cukierni.
-
Zupełnie jakby była napisana z myślą o tobie.- Oznajmił wyrywając mnie z
zamyślenia.
-
O czym ty mówisz?- Spytałam zupełnie nie wiedząc, o co mu chodzi.
-
Piosenka, którą właśnie nuciłaś.- Uśmiechnął się a ja zorientowałam się, że
wyłączyłam się do tego stopnia, iż nie zwracając na obecność siatkarza zaczęłam
nucić lecącą w radiu melodię.- „Jesteś głęboko pocięta, nawet we śnie czujesz
swoje blizny. Co nas nie zabiło sprawiło, że staliśmy się silniejsi. Każda z
historii pozostawiła na naszej skórze ślad.”*
-
Panie Anderson, nie spodziewałam się po Panu takiej głębi.- Uśmiechnęłam się,
gdy coś mi się przypomniało.- Pamiętasz naszą zabawę z dzieciństwa?
-
Dobieranie- zrobił w powietrzu cudzysłów- odpowiednich piosenek do wymyślonej
sytuacji?- Pokiwałam twierdząco głowo, na co dumnie wypiął pierś i dodał.-
Jakbym mógł zapomnieć, przecież sam ją wymyśliłem.
-
Jesteś idiotą Matt, wiesz o tym prawda?- Najwyraźniej coś było ze mną nie tak,
bo kiedyś pewnie bym go zwymyślała za takie buńczuczne teksty (nawet
żartobliwe) a teraz tylko z niedowierzaniem pokręciłam głową.
-
Owszem, ale za to, jakim przystojnym idiotą!- Zasłoniłam sobie usta dłonią, bo
wyrwało mi się niekontrolowane parsknięcie.- Poza tym za to właśnie mnie
kochasz.- Miał zmieszany wyraz twarzy, kiedy zobaczył moją przerażoną minę.
-Piosenka,
którą puścisz, gdy będziesz chciała poprawić komuś humor.- Wypaliłam starając
się zamaskować moje wcześniejsze zachowanie, na co ten posłał mi takie
spojrzenie jakby potwierdziły się jego najbardziej ukryte pragnienia.
-
Happy Pharella albo nie, czekaj… -przymknął oczy głęboko się nad czymś
zastanawiając.- Shut up and Dance! To jest dopiero idealny poprawiacz humoru.
No to teraz moja kolej.- Zatarł ręce z iście szatańskim uśmiechem.- Co byś
zaśpiewała komuś, kiedy chciałabyś wyznać mu swoje uczucia?- Jakbym wiedziała,
ze tak to się potoczy to w życiu bym nie podjęła tematu naszej zabawy sprzed
lat.
-
„W tobie moje serce znalazło dom”.**- Wyszeptałam w cichej nadziei, że jakimś
cudem tego nie usłyszy.
-
Tylko tyle? Jeden wers?
-
A ty cwaniaku, co byś wybrał?- Zła, że nie bierze mnie poważnie mocnej zaczęłam
zagniatać ciasto, czym wzburzyłam obłok mąki.
-
„(…) dla ciebie mogę żyć. (…) Jeszcze znajdę więcej sił, będę walczył, będę
kochał, będę się o ciebie bił”.***
-
Nie ma takiej piosenki.- Powiedziałam po chwili milczenia, jaka nastąpiła po
jego słowach.
-
Bo to polski utwór- zabawnie przekrzywił głowę-, więc możesz go nie kojarzyć.
-
Ty też nie wiesz wszystkiego.- Choć nie zamierzałam to zabrzmiałam uszczypliwie.
-
Coś ty powiedziała?- Za każdym razem,
gdy słyszałam w jego głosie tą specyficzną nutę mogłam spodziewać się wszystkiego.
Tym razem, wykorzystując umiejętności nabyte przez lata gry w siatkówkę,
zwinnie przeskoczył na drugą stronę stołu i wysypał mi na głowę resztę mąki z
papierowej torebki.
Takie
chwile jak te, krótkie momenty beztroski, potrafią wyciągnąć człowieka z
najgłębszej otchłani.
Był taki czas, kiedy myślałam, że nic dobrego
już mnie nie spotka. Dalej zdarzają się noce, gdy przerażona budzę się zlana
potem. W pierwszym sekundach po przebudzeniu nie jestem pewna, co się dzieje, sen
zakrada się do rzeczywistości i przez ułamki sekund jestem przekonana, że leże
w namiocie pod rozgwieżdżonym, nocnym niebem nad Irakiem. W końcu uświadamiam
sobie i że jestem w domu, wśród osób, na które mogę liczyć w każdej sytuacji.
Czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie gdybym nie poznała pewnych
osób, nie przeżyła pewnych chwil, gdybym nie miała pewnych problemów i osób,
które pomogłyby mi je rozwiązać. Byłoby zdecydowanie inaczej, czy lepiej tego
nie wiem.
Niemniej
jednak nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wyglądałby moje życie gdybym
nigdy miała nie spotkać Matta. Próbuję się jakoś uwolnić, gdy Anderson gilgocze
mnie bez opamiętania, ale nijak mi to nie wychodzi. Jako jedyny, mały sukces
mogę sobie zaliczyć rozbicie mu na głowie jajka.
Gdy
kuchnia wygląda już jakby ktoś spuścił w niej bombę ta mała bitwa się kończy a
nasze twarze znajdują się niebezpiecznie blisko siebie a ja oczywiście muszę kichnąć-,
bo unosząca się w powietrzu mąka drażni mi nos-, przez co zderzamy się czołami.
-
Chyba już sobie pójdę, tak dla własnego bezpieczeństwa.- Stwierdza rozcierając
sobie bolące miejsce. Chyba oczekuje, że coś powiem, ale przyglądam mu się
tylko z głupkowatą miną.
Kiedy
się żegnamy przez chwilę obserwuję przez ono jak przechodzi na drugą stronę
ulicy a mi przypominają mi się wersy z melancholijnej, może nawet nieco
depresyjnej piosenki.
„Czy
to możliwe, że Pan Którego Mogłabym Pokochać
Znajduje
się już w moim życiu?”****
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Czytasz
+ Komentujesz = Motywujesz
Piosenki
cytowane w tym rozdziale:
Myślałby
kto, że po takiej przerwie rozdział będzie niewiadomo jak długi i dużo się
będzie działo ale tak nie jest. Jakoś jaka jest każdy widzi, o ile z pierwszej
części jestem zadowolona tak później coś „siada” (Kamila proszę cię nie bij
mnie, że narzekam).
Chciałabym
obiecać wam, ze postaram się zamieszczać coś tutaj częściej, ale tak to już
jest, że choćby się chciało nie zawsze jest czas, aby siąść i coś napisać.
Piękne dzięki za nominacje do Liebster Award, postaram się odpowiedzieć na zadane pytania w miarę szybko
Piękne dzięki za nominacje do Liebster Award, postaram się odpowiedzieć na zadane pytania w miarę szybko
Do
następnego,
Artis.