sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdział 5



            Pamiętam jak na studiach, na jednych z pierwszych wykładów z psychologii, prowadzący je profesor spytał, czym mamy zamiar zajmować się po zakończeniu swojej edukacji. Odpowiedzi było mniej więcej tyle ile osób obecnych na sali, co mężczyzn skwitował pobłażliwym uśmiechem i stwierdzeniem a może raczej wyznaniem, że on również w naszym wieku miał tak pozytywne, nieco naiwne podejście do rzeczywistości.

- Musicie pamiętać o kilku rzeczach- oznajmił siadając na skraju biurka- W życiu zawsze macie kilka dróg do wyboru. Niezależnie od tego, którą z nich wybierzecie zawsze będziecie zastanawiać się jakby wyglądało wasze życie gdybyście wybrali inaczej. Oprócz tego droga do celu byłaby nic nie warta gdyby nie była naznaczona przeszkodami. Poza tym satysfakcja z pokonania trudności jest bezcenna.- Uśmiechnął się tak jakby uważał, że zdradził nam strzeżoną pilnie od lat tajemnicę.
Wtedy te słowa wywarły na mnie spore wrażenie, ale patrząc z perspektywy czasu i biorąc pod uwagę wydarzenia minionych kilku lat nie jestem tak pewna ich sensu jak wtedy.

Dobra, nic nie przychodzi łatwo. Tylko, dlaczego czasami wszystko przychodzi aż tak ciężko i idzie jak po grudzie? Może chodzi o to, że gdy coś przychodzi nam zbyt łatwo nie doceniamy tego w pełni. Czasami dopiero jak stracimy coś, co uważaliśmy dane na zawsze wiemy ile mieliśmy szczęścia. Cały ten ból i cierpienie można spróbować przekuć w coś dobrego, ale nie jest to łatwe.
Podobno cierpienie uszlachetnia. Pojęcia nie mam, co za kretyn to wymyślił, ale najwyraźniej nawąchał się czegoś, bo wątpię, aby coś takiego można stwierdzić na trzeźwo. Cierpienie wcale nie uszlachetnia. Sprawia, że rozpadasz się, upadasz coraz bardziej, ale jak już uda się człowiekowi pozbierać jest silniejszy i może więcej wytrzymać, ale ze szlachetnością to to wiele wspólnego nie ma. Przynajmniej według mnie.
Po powrocie do domu z pracy nie mam nawet siły, żeby zanieść zakupy do kuchni, więc zostawiam je w wąskim przedpokoju. Powłócząc nogami idę do niewielkiego pokoju, szumnie nazywanego salonem, gdzie sadowię się w wygodnie. Prze chwilę rozbawiona przyglądam się drzemiącemu na kanapie Ryanowi, który zasnął poobkładany pismami dotyczącymi fizjoterapii. Chłopak budzi się, gdy hałaśliwie kładę nogi na stoliku.

- Tobie czasami nie jest za wygodnie?- Pyta trąc zaspane oczy.
- Jak już pytasz to nie, nie jest. Mięśnie mam trochę zesztywniałe.- Od kilku dni wszyscy w Ośrodku kultury, gdzie pracowałam, uwijali się jak w ukropie, ponieważ wielkimi krokami zbliżały się dni miasta, impreza zapewniająca trochę rozrywki mieszkańcom miasteczka. Więc nawet tacy jak ja, na co dzień zajmujący się bardziej biurową pracą, zostali zagonieni do zajęć bardziej fizycznych.
-Znowu narzekasz.- Stwierdził zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Tak wiem, ale my kobiety tak mamy.- Wzruszyłam ramionami jakby to rozumiało się samo przez się.- Mimo wszystko cieszę się, że mogę oderwać się od papierkowej roboty. Choćby na chwilę.
- Na to nic nie poradzę, ale jakby coś pamiętaj, że zawsze mogę Cię trochę pomasować.- Mówiąc to zabawnie poruszał dłońmi a mnie zatkało.

- Żartujesz sobie?- Widząc jego roześmiane spojrzenie nie byłam pewna czy mówi poważnie.
- Pewnie, że tak.- Uśmiechnął się do mnie szeroko.- Do tej pory pamiętam ostrzeżenie twojego przyjaciela.- Udał, ze wstrząsa nim dreszcz przerażenia.
- Nie masz przypadkiem brata bliźniaka?
- Czemu pytasz?
- Bo ty nie żartujesz, to nie jest normalne. No w każdym razie w twoim przypadku.- Przymknęłam oczy jakby miało mi to pomóc dostrzec coś więcej.
- Życie już takie jest, że zaskakują nas najbardziej Ci, po których najmniej się tego spodziewamy.- Stwierdza i zaczyna beztrosko żonglować leżącymi na talerzyku mandarynkami.
- Ryan?- Spojrzałam na chłopaka zajadającego się soczystym owocem.- Chciałam Cię przeprosić. Wiesz za ten wybuch… Miałeś rację. Bez względu na to, co przeszłam, nie mam prawa na nikim się wyżywać.
- No proszę a ja myślałem, że nie umiesz przyznać się do błędu.- Pochylił się nieco w moją stronę. Poczułam się trochę nieswojo, bo przyglądał mi się z taką miną jakby chciał przejrzeć mnie na wylot.

- Ludzie potrafią zaskakiwać.- Złośliwie pokazałam mu języki i przypomniało mi się coś, co powiedział. O tym, że każdy przeżywa swoje własne nieszczęścia.- Jakbyś chciał o czymś pogadać to wiesz gdzie mnie znaleźć.- Wypaliłam nim zdążyłam zastanowić się, co robię i żeby zamaskować zmieszanie zniknęłam za drzwiami swojego pokoju żegnana tłumionym chichotem mojego współlokatora. Z jakiegoś powodu ubzdurałam sobie, że jego słowa nie są czczą gadaniną, że nie wzięło mu się to bez powodu, że w jego życiu stało się coś takiego, co sprawiło, iż stał się taką osobą, jaką poznałam. Skrytą i momentami mrukliwą a nie tym sympatycznym chłopakiem, z którym rozmawiałam przed chwilą.


*

- Pojęcia nie mam jak ty to wszystko robisz. Jeszcze dobrze nie skończył się finał Ligi Mistrzów a ty już jesteś tutaj.- Kątem oka zerknęłam na siedzącego obok Matta, który jak tylko dowiedział się, że jestem sama w domu, bo Rayan gdzieś wyjechał, postanowił dotrzymać mi towarzystwa.
- Wszystko jest kwestią organizacji.
- Tylko tyle?- Spojrzałam na niego powątpiewająco.
- No może jeszcze hierarchii- dodał po chwili zastanowienia.- Trzeba umieć sobie wszystko dobrze uporządkować, ustalić pewne wartości, którymi powinno się kierować, wiedzieć, co jest istotne a co nie. Ale najważniejsi są otaczający nas ludzie, będący ostoją w tym codziennym szaleństwie.- Posłał mi tak pełne ciepła spojrzenie, że aż się zarumieniłam.

Udając, że nic takiego się nie stało wróciłam do przerwanej jego przebyciem czynności, czyli zagniatania ciasta. Ponieważ jestem łakomczuchem a w domu nie było nic słodkiego postanowiłam sama coś upiec zamiast zawitać do pobliskiej cukierni.
- Zupełnie jakby była napisana z myślą o tobie.- Oznajmił wyrywając mnie z zamyślenia.
- O czym ty mówisz?- Spytałam zupełnie nie wiedząc, o co mu chodzi.
- Piosenka, którą właśnie nuciłaś.- Uśmiechnął się a ja zorientowałam się, że wyłączyłam się do tego stopnia, iż nie zwracając na obecność siatkarza zaczęłam nucić lecącą w radiu melodię.- „Jesteś głęboko pocięta, nawet we śnie czujesz swoje blizny. Co nas nie zabiło sprawiło, że staliśmy się silniejsi. Każda z historii pozostawiła na naszej skórze ślad.”*
- Panie Anderson, nie spodziewałam się po Panu takiej głębi.- Uśmiechnęłam się, gdy coś mi się przypomniało.- Pamiętasz naszą zabawę z dzieciństwa?

- Dobieranie- zrobił w powietrzu cudzysłów- odpowiednich piosenek do wymyślonej sytuacji?- Pokiwałam twierdząco głowo, na co dumnie wypiął pierś i dodał.- Jakbym mógł zapomnieć, przecież sam ją wymyśliłem.
- Jesteś idiotą Matt, wiesz o tym prawda?- Najwyraźniej coś było ze mną nie tak, bo kiedyś pewnie bym go zwymyślała za takie buńczuczne teksty (nawet żartobliwe) a teraz tylko z niedowierzaniem pokręciłam głową.
- Owszem, ale za to, jakim przystojnym idiotą!- Zasłoniłam sobie usta dłonią, bo wyrwało mi się niekontrolowane parsknięcie.- Poza tym za to właśnie mnie kochasz.- Miał zmieszany wyraz twarzy, kiedy zobaczył moją przerażoną minę.
-Piosenka, którą puścisz, gdy będziesz chciała poprawić komuś humor.- Wypaliłam starając się zamaskować moje wcześniejsze zachowanie, na co ten posłał mi takie spojrzenie jakby potwierdziły się jego najbardziej ukryte pragnienia.

- Happy Pharella albo nie, czekaj… -przymknął oczy głęboko się nad czymś zastanawiając.- Shut up and Dance! To jest dopiero idealny poprawiacz humoru. No to teraz moja kolej.- Zatarł ręce z iście szatańskim uśmiechem.- Co byś zaśpiewała komuś, kiedy chciałabyś wyznać mu swoje uczucia?- Jakbym wiedziała, ze tak to się potoczy to w życiu bym nie podjęła tematu naszej zabawy sprzed lat.
- „W tobie moje serce znalazło dom”.**- Wyszeptałam w cichej nadziei, że jakimś cudem tego nie usłyszy.
- Tylko tyle? Jeden wers?
- A ty cwaniaku, co byś wybrał?- Zła, że nie bierze mnie poważnie mocnej zaczęłam zagniatać ciasto, czym wzburzyłam obłok mąki.
- „(…) dla ciebie mogę żyć. (…) Jeszcze znajdę więcej sił, będę walczył, będę kochał, będę się o ciebie bił”.***
- Nie ma takiej piosenki.- Powiedziałam po chwili milczenia, jaka nastąpiła po jego słowach.

- Bo to polski utwór- zabawnie przekrzywił głowę-, więc możesz go nie kojarzyć.
- Ty też nie wiesz wszystkiego.- Choć nie zamierzałam to zabrzmiałam uszczypliwie.
- Coś ty powiedziała?-  Za każdym razem, gdy słyszałam w jego głosie tą specyficzną nutę mogłam spodziewać się wszystkiego. Tym razem, wykorzystując umiejętności nabyte przez lata gry w siatkówkę, zwinnie przeskoczył na drugą stronę stołu i wysypał mi na głowę resztę mąki z papierowej torebki.
Takie chwile jak te, krótkie momenty beztroski, potrafią wyciągnąć człowieka z najgłębszej otchłani.
 Był taki czas, kiedy myślałam, że nic dobrego już mnie nie spotka. Dalej zdarzają się noce, gdy przerażona budzę się zlana potem. W pierwszym sekundach po przebudzeniu nie jestem pewna, co się dzieje, sen zakrada się do rzeczywistości i przez ułamki sekund jestem przekonana, że leże w namiocie pod rozgwieżdżonym, nocnym niebem nad Irakiem. W końcu uświadamiam sobie i że jestem w domu, wśród osób, na które mogę liczyć w każdej sytuacji. Czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie gdybym nie poznała pewnych osób, nie przeżyła pewnych chwil, gdybym nie miała pewnych problemów i osób, które pomogłyby mi je rozwiązać. Byłoby zdecydowanie inaczej, czy lepiej tego nie wiem.

Niemniej jednak nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wyglądałby moje życie gdybym nigdy miała nie spotkać Matta. Próbuję się jakoś uwolnić, gdy Anderson gilgocze mnie bez opamiętania, ale nijak mi to nie wychodzi. Jako jedyny, mały sukces mogę sobie zaliczyć rozbicie mu na głowie jajka.
Gdy kuchnia wygląda już jakby ktoś spuścił w niej bombę ta mała bitwa się kończy a nasze twarze znajdują się niebezpiecznie blisko siebie a ja oczywiście muszę kichnąć-, bo unosząca się w powietrzu mąka drażni mi nos-, przez co zderzamy się czołami.
- Chyba już sobie pójdę, tak dla własnego bezpieczeństwa.- Stwierdza rozcierając sobie bolące miejsce. Chyba oczekuje, że coś powiem, ale przyglądam mu się tylko z głupkowatą miną.
Kiedy się żegnamy przez chwilę obserwuję przez ono jak przechodzi na drugą stronę ulicy a mi przypominają mi się wersy z melancholijnej, może nawet nieco depresyjnej piosenki.

„Czy to możliwe, że Pan Którego Mogłabym Pokochać
Znajduje się już w moim życiu?”****


-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Czytasz + Komentujesz = Motywujesz

Piosenki cytowane w tym rozdziale:

Myślałby kto, że po takiej przerwie rozdział będzie niewiadomo jak długi i dużo się będzie działo ale tak nie jest. Jakoś jaka jest każdy widzi, o ile z pierwszej części jestem zadowolona tak później coś „siada” (Kamila proszę cię nie bij mnie, że narzekam).
Chciałabym obiecać wam, ze postaram się zamieszczać coś tutaj częściej, ale tak to już jest, że choćby się chciało nie zawsze jest czas, aby siąść i coś napisać.
Piękne dzięki za nominacje do Liebster Award, postaram się odpowiedzieć na zadane pytania w miarę szybko
Do następnego,

Artis.