„Stawiam pojedyncze
kroki,
by wyjść z ciemności i
dotrzeć do światła na zawsze.
Stawiam pojedyncze
kroki, zbieram odłamki,
próbując ułożyć je z
powrotem w całość,
dopóki jestem
niezłamana.
Pojedyncze kroki, by
wyjść z ciemności
i dotrzeć do światła na zawsze.
Stawiam pojedyncze
kroki i mam przeczucie,
teraz albo nigdy.”
Dźwięki piosenki
ucichły gwałtownie ponieważ mój współlokator ściągnął mi z głowy
krwistoczerwone słuchawki, wyraźnie kontrastujące z kolorem włosów.
- Pamiętasz, żeby zapłacić
rachunki?- pokiwałam twierdząco głową i wzrokiem odprowadziłam chłopaka zastanawiając
się czego tak naprawdę się bałam. Kiedy okazało się, że będę mieszkać Ryan’em
Calighan’em, z tym na którego wpadłam w pociągu trochę spanikowałam. Zaskoczył
mnie gdy tylko zostaliśmy sami. Nie w taki sposób w jaki myślicie ale jak
najbardziej pozytywnie. Z miejsca oznajmił, że nie zależy mu na jakiś
specjalnej zażyłości i że ceni sobie prywatność co biorąc pod uwagę jego minę
odebrałam jako „może Cię polubię ale trzymaj się ode mnie z daleka”. Układ może
i dziwny ale mi pasował. Dzieliliśmy się obowiązkami i życie jakoś się toczyło.
Nie był jakimś strasznym odludkiem ale nie można było go też nazwać duszą
towarzystwa.
Ciężko było go poznać
bo był skryty aż do granic absurdu. Pewnego wieczoru jakimś cudem udało mi się
go namówić na grę w „prawda czy wyzwanie”, mniejsze zdziwienie tyczyło się tego
iż praktycznie cały czas wybierał prawdę.
-Ile miałeś dziewczyn?
- Jedną, nie czekaj
dwie.- zdębiałam. Nawet nie chodziło o to, że nie potrafił podać dokładnej
liczby tylko jakoś ciężko było mi uwierzyć, że mógł narzekać na brak
zainteresowania ze strony płci pięknej. No bo zobaczcie sami: wysoki szatyn o
śniadej cerze z modnie przystrzyżonym włosami, które lekko opadały na czoło
i posiadacz tajemniczego spojrzenia
orzechowych włosów. Jakby tego było mało był świetnym kucharzem, co zawdzięcza
włoskim korzeniom ze strony matki. Zdarzyło mi się uskubać przyrządzonych przez
niego przysmaków i nie mogłam się nadziwić, że w jego przypadku powiedzenie przez żołądek do serca jakoś się nie
sprawdza. Był przystojny. Obiektywnie rzecz biorąc bo ja osobiście do niego nic
nie mam, nie mój typ i tyle, więc proszę nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego.
Kiedy w bankowym okienku
podaję kobiecie odliczoną sumę wracam myślami do wcześniej słuchanej piosenki.
Jest niezbyt skomplikowana, prosta i może nawet trochę kiczowata ale chciałabym
móc umieć tak walczyć jak jej bohaterka. Podobno dobrze sobie radzę z tym co mnie spotkało ale ja już nie jestem
tego taka pewna. Nie umiem zmierzyć się z tymi wszystkimi koszmarami, odgradzam
się od nich wysokim murem bo boję stawić im czoła. Przeraża mnie myśl, że
stanie się kiedyś coś co sprawi, że demony wojny dopadną mnie ze zdwojoną siłą
a wtedy może dojść do innego rodzaju nieszczęścia.
*
- Chyba nie zrobiłeś
sobie kolejnego tatuażu?!- mój głos piskliwy z przerażenia osiągnął punkt
krytyczny, kiedy podczas rozmowy na Skypie Matt zaczął opowiadać jak pomiędzy
jednym a drugim meczem wyjazdowym Ligi Światowej trener Speraw dał im dzień
wolnego i wpadli z paroma chłopakami z drużyny do salonu w którym robiono te
trwałe ozdoby ciała.
- Nie.- oznajmił kiedy
uspokoił się rozbawiony moim wybuchem.- Kto wie, może następnym razem i owszem.
- Ja Ciebie proszę ty
sobie tak nie żartuj!- pogroziłam mu palcem choć pewnie gdyby siedział obok, a
nie na innym kontynencie, to oberwałby poduszką.- Rozumiem jakiś dyskretny,
nawet to drzewo symbolizujące twoją rodzinę jestem w stanie zaakceptować ale
powoli zaczynasz z tym wszystkim przeginać.- stwierdziłam upijając łyk herbaty.
- Rodzinę ale Ciebie
też.- uśmiechnął się do mnie ciepło, jakby nie usłyszał ostatnich słów, a ja
poczułam jak bardzo mi go brakuje.
- Anderson idioto rusz
ten swój leniwy tyłek i pospiesz się!- usłyszałam w tle wydzierającego się
Lotmana.- O cześć Ashley.- po chwili pojawił się na ekranie komputera machając
mi na przywitanie.
- Cześć Paul. Gdzieś
się wybieracie?
- Idziemy w miasto.-
przyjmujący zaczął kręcić biodrami na co zażenowany Anderson złapał się za
głowę.- Trzeba rozruszać naszego przyjaciel- złapał za ramiona coraz bardziej
czerwieniejącego na twarzy chłopaka.- A nuż widelec znajdziemy Ci jakąś fajną
dziewczynę.- zabawnie poruszał brwiami i pożegnaliśmy się bo do ich pokoju zwaliła
się reszta chłopaków.
Dręczyło mnie jakieś
dziwne uczucie. Kiedy wyobraziła sobie Matta u boku obcej dziewczyny
zorientowałam się, że nie podoba mi się ta myśl. A przecież jest moim
najlepszym przyjacielem i ponad wszystko chcę aby był szczęśliwy. Bo jeśli ktoś
zasługuje na to to właśnie on.
*
- Wiesz, może następnym
razem nie zakradaj się do mnie co?- zaplotłam ręce na klatce piersiowej
przyglądając się jak Margaret, moja najlepsza przyjaciółka rozmasowuje sobie
bok. Zaszła mnie od tyłu i zasłoniła oczy a za nim zdążyła powiedzieć „zgadnij
kto” zarobiła kilka podstawowych ciosów walki wręcz jakie musi sobie przyswoić
każdy żołnierz.- Strasznie Cię przepraszam, tak mi głupio.
- I prawidłowo choć
sama jestem sobie winna.- zarzuca mi ramię i przytulone ruszamy przed siebie.
Śmiejemy się, przez chwilę gawędzimy o niczym. Starsze panie posyłają nam
zgorszone spojrzenia jakbyśmy zachowywały się nie na miejscu ale pewnie gdzieś
w głębi same chciałyby same poczuć się młodo.
- Więc Co cię tu
sprowadza?- pytam przekręcając klucz w drzwiach.
- Wpadłam na chwilę w drodze
do Buffalo, będzie tam taka ważna konferencja weterynaryjna i… czy ty się ze
mnie śmiejesz?- na chwile traci rezon zaskoczona moim nagłym wybuchem
wesołości.
- Ja porostu nie mogę
się nadziwić, że się nie zmieniłaś. Dalej jesteś tą samą zwariowana osóbką,
która z taką pasją mówi o tym co chce robić.
- Za to zdecydowanie
się zmieniłaś-. Szczęka opada jej do ziemi kiedy wchodzi do mojego pokoju i
widzi panujący tam porządek.
- Pamiętasz nasz pokój
w akademiku? Zawsze wyglądał jakby przeszła przez niego trąba powietrzna. No w
każdym razie moja połowa.-rozsiadam się wygodnie na łóżku obok blondynki, która
z wrażenia aż musiała sobie przycupnąć.- Jestem żołnierzem emerytem- robię w
powietrzu cudzysłów- ale wojskowa dyscyplina mi pozostała.
- Jak się czujesz?- co
mam jej powiedzieć? Że jest dobrze, że nie musi się o mnie martwić bo jakoś
sobie radzę? Rozgryzłaby mnie, za dobrze mnie zna by nie umiała rozpoznać kiedy
mijam się z prawdą.
- Nie chcę o tym
rozmawiać.- czuję jak oczy zaczynają mnie szczypać ale udaje mi się powstrzymać
napływające do nich łzy.- Kto wie kiedy znowu się zobaczymy, teraz po prostu
cieszmy się swoim towarzystwem dobrze?- proszę łapiąc ją za dłonie. Nie
odpuści, widzę to po jej oczach, wyciągnie ze mnie wszystko jeśli tylko będzie
tego chciała ale na razie odpuszcza.
Późne popołudnie mija
nam na oglądaniu filmów i typowo ogłupiających programach. Robimy wszystko
byleby tylko oderwać się od szarej codzienności i choćby na chwilę zapomnieć o
codziennych zmartwieniach.
Objedzone różnym
niezdrowym jedzeniem wyciągamy się na puchatym dywanie i wspominamy. Wszystko
kiedyś przemija ale wspomnienia są niczym jakiś mityczny skarb, są wieczne i
zawsze można do nich wrócić. W najcięższych momentach nauczyłam się czerpać z
nich siłę.
- Jestem nieudacznikiem.-
stwierdzam, kiedy Margaret kończy opowiadać jak to Britney, napompowana lala ze
studiów za którą mówiąc oględnie nie przepadałyśmy, stała się właścicielką
małej acz prężnie działającej firmy kosmetycznej.
- Nie mów tak bo to
nieprawda. Faceci owszem ale niewiele kobiet decyduje się na to co ty- przygląda
się mi czujnie podpierając się na łokciu.- Powinnaś być z siebie dumna i
pamiętaj, że możesz być kim tylko zechcesz.
- Żebym tylko wiedziała
kim chcę być.- przeciągam się mocno.- Jakimś cudem znalazłam pracę ale nawet posada
sekretarki w miejscowym ośrodku sportu, nie jest szczytem moich marzeń.
- Od czegoś trzeba zacząć.-
odwraca się ode mnie na dźwięk skrzypiących drzwi w których pojawia się Ryan,
stawia na stoliku dzbanek soku i znika mrucząc coś o tym, żebyśmy przestały tak
hałasować,
- Czasami mam wrażenie,
że jak pisano definicję „mruka” to miano na myśli właśnie jego.- wskazuję na
miejsce gdzie zniknął.
- Ty to masz szczęście.
- Co?- prawie widzę
lewitujący nad moją głową ogromny znak zapytania.
- Masz całkiem niezły
wybór, dwóch chłopaków jeden przystojniejszy od drugiego- uśmiecha się jakby chciała
powiedzieć, żebym się w końcu wzięła do roboty w kwestiach damsko męskich.
Chwilę mi zajmuje zanim zorientuję się, że drugą osobą o której mówi jest
Anderson.
- Do reszty zgłupiałaś,
Matt jest moim przyjacielem!- pojęcia nie mam skąd przyszło jej do głowy, że
może być między nami coś więcej.
- Jesteś głupia albo
ślepa, albo to i to. Wasze relacje już dawno przestały być czysto kumpelskie.-
zaplata ręce na piersi i uśmiecha się złośliwie.- Tak jak mówiłam, jesteś
szczęściarą. Ja nawet nie mam nikogo na oku
- Są gorsze rzeczy niż
brak faceta.- fukam na nią na co ta jeszcze szerzej się uśmiecha.
Chwyta oprawione w
prostą kremową ramkę zdjęcie, które sama zrobiła nieco ponad rok temu. Siatkarz
obejmuje mnie ramieniem a ja zasłaniam twarz spoglądając w obiektyw spomiędzy
palców. Przygląda mu się jakby się nad czymś mocno zastanawiała po czym wypala
tekstem z tych co to zwalają ludzi z nóg.
- Mów co chcesz ale ja
tam bym go z łóżka nie wyrzuciła.- krztuszę
się pitym właśnie napojem i nie jestem pewna czy dobrze widzę, bo do
oczu naszły mi łzy, ale nonszalancko oparty o framugę stoi Matt.
- Uznam to za
komplement.- jednak mi się nie przewidziało, chłopak posyła mi roziskrzone
spojrzenie i przytula Margaret na powitanie. Nie jestem pewna czy to może nie
jest przypadkiem moja mania prześladowcza ale odnoszę wrażenie, że dzieje się
coś o czymś nie wiem. Jakby dwójka moich najbliższych przyjaciół zawarła jakieś
tajne porozumienie.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Czytasz? Skomentuj!
Trochę to trwało ale
wróciłam, choć nie wiem czy po takim czasie ktoś tu jeszcze zagląda… Rozdział
jaki jest każdy widzi więc nie będę jakoś specjalnie komentować, sami go
oceńcie.
Dla zainteresowanych:
zakładka „ścieżka dźwiękowa” została
uzupełniona o kilka piosenek.
To chyba na tyle. Do
usłyszenia,
Artis.