piątek, 29 stycznia 2016

Informacja czyli...

...słów kilka o tym jak autorka niniejszego opowiadania dała ciała.



Poległam na całej linii. Całe te plany, że będę rozdziały dodawać regularnie przysłowiowe diabli wzięli. Najpierw doszłam do takiego momentu, że za nic nie mogłam wymyślić jak wszystko ma się dalej potoczyć a jak już chwilowy brak weny minął to znowu czasu nie mam, żeby siąść i napisać rozdział.
 Jasne mogłabym przysiąść i coś tam naskrobać ale nie mam zamiaru dodawać tutaj czegoś, z czego nie będę przynajmniej w miarę zadowolona. A że w nowej części ma się wydarzyć coś ważnego- przynajmniej z mojego punktu widzenia- to szczególnie zależy mi na tym, żeby wszystko było ładnie dopracowane.
Do wszystkich tych, którzy tu zaglądają i być może czekają na dalsze losy Ashley i Matta: kolejna część pojawi się w sobotę 6 lutego.
To chyba na tyle, do usłyszenia za tydzień.

niedziela, 17 stycznia 2016

Rozdział 3



„Stawiam pojedyncze kroki,
by wyjść z ciemności i dotrzeć do światła na zawsze.
Stawiam pojedyncze kroki, zbieram odłamki,
próbując ułożyć je z powrotem w całość,
dopóki jestem niezłamana.
Pojedyncze kroki, by wyjść z ciemności
 i dotrzeć do światła na zawsze.
Stawiam pojedyncze kroki i mam przeczucie,
teraz albo nigdy.”

Dźwięki piosenki ucichły gwałtownie ponieważ mój współlokator ściągnął mi z głowy krwistoczerwone słuchawki, wyraźnie kontrastujące z kolorem włosów.
- Pamiętasz, żeby zapłacić rachunki?- pokiwałam twierdząco głową i wzrokiem odprowadziłam chłopaka zastanawiając się czego tak naprawdę się bałam. Kiedy okazało się, że będę mieszkać Ryan’em Calighan’em, z tym na którego wpadłam w pociągu trochę spanikowałam. Zaskoczył mnie gdy tylko zostaliśmy sami. Nie w taki sposób w jaki myślicie ale jak najbardziej pozytywnie. Z miejsca oznajmił, że nie zależy mu na jakiś specjalnej zażyłości i że ceni sobie prywatność co biorąc pod uwagę jego minę odebrałam jako „może Cię polubię ale trzymaj się ode mnie z daleka”. Układ może i dziwny ale mi pasował. Dzieliliśmy się obowiązkami i życie jakoś się toczyło. Nie był jakimś strasznym odludkiem ale nie można było go też nazwać duszą towarzystwa.

Ciężko było go poznać bo był skryty aż do granic absurdu. Pewnego wieczoru jakimś cudem udało mi się go namówić na grę w „prawda czy wyzwanie”, mniejsze zdziwienie tyczyło się tego iż praktycznie cały czas wybierał prawdę.
-Ile miałeś dziewczyn?
- Jedną, nie czekaj dwie.- zdębiałam. Nawet nie chodziło o to, że nie potrafił podać dokładnej liczby tylko jakoś ciężko było mi uwierzyć, że mógł narzekać na brak zainteresowania ze strony płci pięknej. No bo zobaczcie sami: wysoki szatyn o śniadej cerze z modnie przystrzyżonym włosami, które lekko opadały na czoło i  posiadacz tajemniczego spojrzenia orzechowych włosów. Jakby tego było mało był świetnym kucharzem, co zawdzięcza włoskim korzeniom ze strony matki. Zdarzyło mi się uskubać przyrządzonych przez niego przysmaków i nie mogłam się nadziwić, że w jego przypadku powiedzenie przez żołądek do serca jakoś się nie sprawdza. Był przystojny. Obiektywnie rzecz biorąc bo ja osobiście do niego nic nie mam, nie mój typ i tyle, więc proszę nie wyobrażać sobie nie wiadomo czego.

Kiedy w bankowym okienku podaję kobiecie odliczoną sumę wracam myślami do wcześniej słuchanej piosenki. Jest niezbyt skomplikowana, prosta i może nawet trochę kiczowata ale chciałabym móc umieć tak walczyć jak jej bohaterka. Podobno dobrze sobie radzę  z tym co mnie spotkało ale ja już nie jestem tego taka pewna. Nie umiem zmierzyć się z tymi wszystkimi koszmarami, odgradzam się od nich wysokim murem bo boję stawić im czoła. Przeraża mnie myśl, że stanie się kiedyś coś co sprawi, że demony wojny dopadną mnie ze zdwojoną siłą a wtedy może dojść do innego rodzaju nieszczęścia.


*


- Chyba nie zrobiłeś sobie kolejnego tatuażu?!- mój głos piskliwy z przerażenia osiągnął punkt krytyczny, kiedy podczas rozmowy na Skypie Matt zaczął opowiadać jak pomiędzy jednym a drugim meczem wyjazdowym Ligi Światowej trener Speraw dał im dzień wolnego i wpadli z paroma chłopakami z drużyny do salonu w którym robiono te trwałe ozdoby ciała.
- Nie.- oznajmił kiedy uspokoił się rozbawiony moim wybuchem.- Kto wie, może następnym razem i owszem.
- Ja Ciebie proszę ty sobie tak nie żartuj!- pogroziłam mu palcem choć pewnie gdyby siedział obok, a nie na innym kontynencie, to oberwałby poduszką.- Rozumiem jakiś dyskretny, nawet to drzewo symbolizujące twoją rodzinę jestem w stanie zaakceptować ale powoli zaczynasz z tym wszystkim przeginać.- stwierdziłam upijając łyk herbaty.

- Rodzinę ale Ciebie też.- uśmiechnął się do mnie ciepło, jakby nie usłyszał ostatnich słów, a ja poczułam jak bardzo mi go brakuje.
- Anderson idioto rusz ten swój leniwy tyłek i pospiesz się!- usłyszałam w tle wydzierającego się Lotmana.- O cześć Ashley.- po chwili pojawił się na ekranie komputera machając mi na przywitanie.
- Cześć Paul. Gdzieś się wybieracie?

- Idziemy w miasto.- przyjmujący zaczął kręcić biodrami na co zażenowany Anderson złapał się za głowę.- Trzeba rozruszać naszego przyjaciel- złapał za ramiona coraz bardziej czerwieniejącego na twarzy chłopaka.- A nuż widelec znajdziemy Ci jakąś fajną dziewczynę.- zabawnie poruszał brwiami i pożegnaliśmy się bo do ich pokoju zwaliła się reszta chłopaków.
Dręczyło mnie jakieś dziwne uczucie. Kiedy wyobraziła sobie Matta u boku obcej dziewczyny zorientowałam się, że nie podoba mi się ta myśl. A przecież jest moim najlepszym przyjacielem i ponad wszystko chcę aby był szczęśliwy. Bo jeśli ktoś zasługuje na to to właśnie on.


*

- Wiesz, może następnym razem nie zakradaj się do mnie co?- zaplotłam ręce na klatce piersiowej przyglądając się jak Margaret, moja najlepsza przyjaciółka rozmasowuje sobie bok. Zaszła mnie od tyłu i zasłoniła oczy a za nim zdążyła powiedzieć „zgadnij kto” zarobiła kilka podstawowych ciosów walki wręcz jakie musi sobie przyswoić każdy żołnierz.- Strasznie Cię przepraszam, tak mi głupio.
- I prawidłowo choć sama jestem sobie winna.- zarzuca mi ramię i przytulone ruszamy przed siebie. Śmiejemy się, przez chwilę gawędzimy o niczym. Starsze panie posyłają nam zgorszone spojrzenia jakbyśmy zachowywały się nie na miejscu ale pewnie gdzieś w głębi same chciałyby same poczuć się młodo.
- Więc Co cię tu sprowadza?- pytam przekręcając klucz w drzwiach.

- Wpadłam na chwilę w drodze do Buffalo, będzie tam taka ważna konferencja weterynaryjna i… czy ty się ze mnie śmiejesz?- na chwile traci rezon zaskoczona moim nagłym wybuchem wesołości.
- Ja porostu nie mogę się nadziwić, że się nie zmieniłaś. Dalej jesteś tą samą zwariowana osóbką, która z taką pasją mówi o tym co chce robić.
- Za to zdecydowanie się zmieniłaś-. Szczęka opada jej do ziemi kiedy wchodzi do mojego pokoju i widzi panujący tam porządek.
- Pamiętasz nasz pokój w akademiku? Zawsze wyglądał jakby przeszła przez niego trąba powietrzna. No w każdym razie moja połowa.-rozsiadam się wygodnie na łóżku obok blondynki, która z wrażenia aż musiała sobie przycupnąć.- Jestem żołnierzem emerytem- robię w powietrzu cudzysłów- ale wojskowa dyscyplina mi pozostała.

- Jak się czujesz?- co mam jej powiedzieć? Że jest dobrze, że nie musi się o mnie martwić bo jakoś sobie radzę? Rozgryzłaby mnie, za dobrze mnie zna by nie umiała rozpoznać kiedy mijam się z prawdą.
- Nie chcę o tym rozmawiać.- czuję jak oczy zaczynają mnie szczypać ale udaje mi się powstrzymać napływające do nich łzy.- Kto wie kiedy znowu się zobaczymy, teraz po prostu cieszmy się swoim towarzystwem dobrze?- proszę łapiąc ją za dłonie. Nie odpuści, widzę to po jej oczach, wyciągnie ze mnie wszystko jeśli tylko będzie tego chciała ale na razie odpuszcza.
Późne popołudnie mija nam na oglądaniu filmów i typowo ogłupiających programach. Robimy wszystko byleby tylko oderwać się od szarej codzienności i choćby na chwilę zapomnieć o codziennych zmartwieniach.

Objedzone różnym niezdrowym jedzeniem wyciągamy się na puchatym dywanie i wspominamy. Wszystko kiedyś przemija ale wspomnienia są niczym jakiś mityczny skarb, są wieczne i zawsze można do nich wrócić. W najcięższych momentach nauczyłam się czerpać z nich siłę.
- Jestem nieudacznikiem.- stwierdzam, kiedy Margaret kończy opowiadać jak to Britney, napompowana lala ze studiów za którą mówiąc oględnie nie przepadałyśmy, stała się właścicielką małej acz prężnie działającej firmy kosmetycznej.
- Nie mów tak bo to nieprawda. Faceci owszem ale niewiele kobiet decyduje się na to co ty- przygląda się mi czujnie podpierając się na łokciu.- Powinnaś być z siebie dumna i pamiętaj, że możesz być kim tylko zechcesz.
- Żebym tylko wiedziała kim chcę być.- przeciągam się mocno.- Jakimś cudem znalazłam pracę ale nawet posada sekretarki w miejscowym ośrodku sportu, nie jest szczytem moich marzeń.

- Od czegoś trzeba zacząć.- odwraca się ode mnie na dźwięk skrzypiących drzwi w których pojawia się Ryan, stawia na stoliku dzbanek soku i znika mrucząc coś o tym, żebyśmy przestały tak hałasować,
- Czasami mam wrażenie, że jak pisano definicję „mruka” to miano na myśli właśnie jego.- wskazuję na miejsce gdzie zniknął.
- Ty to masz szczęście.
- Co?- prawie widzę lewitujący nad moją głową ogromny znak zapytania.
- Masz całkiem niezły wybór, dwóch chłopaków jeden przystojniejszy od drugiego- uśmiecha się jakby chciała powiedzieć, żebym się w końcu wzięła do roboty w kwestiach damsko męskich. Chwilę mi zajmuje zanim zorientuję się, że drugą osobą o której mówi jest Anderson.
- Do reszty zgłupiałaś, Matt jest moim przyjacielem!- pojęcia nie mam skąd przyszło jej do głowy, że może być między nami coś więcej.

- Jesteś głupia albo ślepa, albo to i to. Wasze relacje już dawno przestały być czysto kumpelskie.- zaplata ręce na piersi i uśmiecha się złośliwie.- Tak jak mówiłam, jesteś szczęściarą. Ja nawet nie mam nikogo na oku
- Są gorsze rzeczy niż brak faceta.- fukam na nią na co ta jeszcze szerzej się uśmiecha.
Chwyta oprawione w prostą kremową ramkę zdjęcie, które sama zrobiła nieco ponad rok temu. Siatkarz obejmuje mnie ramieniem a ja zasłaniam twarz spoglądając w obiektyw spomiędzy palców. Przygląda mu się jakby się nad czymś mocno zastanawiała po czym wypala tekstem z tych co to zwalają ludzi z nóg.

- Mów co chcesz ale ja tam bym go z łóżka nie wyrzuciła.- krztuszę  się pitym właśnie napojem i nie jestem pewna czy dobrze widzę, bo do oczu naszły mi łzy, ale nonszalancko oparty o framugę stoi Matt.
- Uznam to za komplement.- jednak mi się nie przewidziało, chłopak posyła mi roziskrzone spojrzenie i przytula Margaret na powitanie. Nie jestem pewna czy to może nie jest przypadkiem moja mania prześladowcza ale odnoszę wrażenie, że dzieje się coś o czymś nie wiem. Jakby dwójka moich najbliższych przyjaciół zawarła jakieś tajne porozumienie.


-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.

Czytasz? Skomentuj!

Trochę to trwało ale wróciłam, choć nie wiem czy po takim czasie ktoś tu jeszcze zagląda… Rozdział jaki jest każdy widzi więc nie będę jakoś specjalnie komentować, sami go oceńcie.
Dla zainteresowanych: zakładka  „ścieżka dźwiękowa” została uzupełniona o kilka piosenek.

To chyba na tyle. Do usłyszenia,
Artis.