Bywa
tak, że kiedy spełnia się coś, czego skrycie pragniemy to nie jesteśmy
przekonani czy to dzieje się naprawdę.
Albo
inaczej, nie możemy w to uwierzyć. Czy słowa, gesty tej drugiej osoby są na pewno
szczere, czy czegoś sobie nie uroiliśmy i czy aby na opak nie odczytujemy pewnych
znaków. Czasami życzeniowe myślenie potrafi być zgubne i w rezultacie możemy
stracić to, co uważaliśmy dane raz na zawsze. Chyba właśnie tego bałam się
najbardziej. Że cokolwiek było między mną a Mattem zmieni się, być może nawet
do tego stopnia, że nie będziemy wstanie na siebie patrzeć a już na pewno nie w
taki sposób jakbym chciała, aby na mnie patrzył.
Niepewność
to taki dziwny stan.
Czas
pędził jak oszalały aż zaczęłam podejrzewać, że jakiś szalony naukowiec
wynalazł urządzenie sprawiające, że płynął zdecydowanie szybciej niż powinien. Każda
możliwa chwila wypełniona była różnymi zajęciami. Czas mijający na przygotowaniach
do dni miasta zlewał mi się w jedno i jakby ktoś mnie spytał, co robiłam dajmy
na to w zeszłym tygodniu nie jestem pewna czy byłabym w stanie odpowiedzieć.
Gdy na dzień przed rzuciłam się na swoje łóżko nie myślałam o niczym innym niż
sen. Wtedy rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Widząc na wyświetlaczu imię
rozmówcy pomyślałam, że kolejny raz wykazuje się kiepskim wyczuciem czasu.
-
Cześć stara pindo.- Przywitałam się mając nadzieję, że uda mi się nie usnąć a
ona nie poruszy tematu, o który zamęczała mnie od momentu, gdy dowiedziała się,
co mam zamiar zrobić a w sumie, czego robić nie będę.
-
Proszę cię grzecznie ty mnie nie zmuszaj, żebym zgłosiła Cię do programu
Projekt Lady, to może tam Cię jakiś manier nauczą. No, ale do rzeczy- z jękiem
przykryłam głowę poduszką, bo wiedziałam, co oznacza ten ton głosu. - W co masz
zamiar się ubrać?- Spytała Margaret po raz enty.
-
Ile razy mam Ci powtarzać, że nie wybieram się na te wiejskie tańce!- Teatralnie
przewróciłam oczami i aż przeszedł mnie dreszcz na samą myśl, że miałam się
bawić w rytm muzyki country. Niby był to nieodzowny element kultury mojego kraju,
ale jakoś nigdy nie mogłam się do niego przekonać.- Obiecuję, że jak jeszcze
raz usłyszę, że powinnam tam być, bo to przecież część mojej pracy nie ręczę za
siebie i przy najbliższej możliwej okazji potraktuję Cie kijem bejsbolowym.- Oznajmiłam
z poważnym tonem i w odpowiedzi usłyszałam jak po drugiej stronie śmieje się w
głos.
-
Ta, jasne. Chciałabym to zobaczyć.- W tej samej chwili prze skrzypiące drzwi
weszła moja przyjaciółka. Szybko chwyciłam poduszkę, którą po chwili oberwała.
-
To tak, żebyś nie myślała, że rzucam słowa na wiatr.
-
Jesteś niemożliwa.- Pokręciła z niedowierzaniem głową.- Ash proszę Cię, tak nie
można. Ile masz zamiar się chować w tym pokoju?- Wskazała na otaczające nas
cztery ściany.
-
Nie ukrywam się.- Stwierdziłam z nadąsaną miną.
-
Kogo ty oszukujesz? Nigdzie nie wychodzisz, z nikim się nie umawiasz…
-
Ty nic nie rozumiesz- przerwałam jej w pół zdania.
-
Masz rację, nie rozumiem.- Przyznała ze smutnym uśmiechem.- Po części, dlatego,
że nie przeżyłam tego, co ty, ale przede wszystkim, dlatego ponieważ wiem, jaka
byłaś wcześniej. Pozytywnie szalona, odważna, dusza towarzystwa a teraz… no cóż
jak już jechać po całości to równie dobrze mogłabyś z takim męczenniczym
nastawieniem zostać zakonnicą.- Wyrwał mi się nerwowy chicho i szybko
zasłoniłam dłonią usta, żeby go stłumić.- Widzisz? Właśnie o to mi chodziło.- Oznajmiła
siadając obok..- Ta pozytywna, czasami szalona dziewczyna wciąż gdzieś tam w
tobie jest.
-
Może i masz rację, no dobra na pewno- dodałam widząc jej minę- ale i tak się
tam nie wybieram, bo nie mam się w co ubrać.
-
Serio?- Wskazała na stojącą w rogu szafę, gdzie przez niedomknięte drzwi
dostrzegłam czerwony kolor sukienki, do której kupna zmusiła mnie ładnych parę
miesięcy temu w ramach „babskiej terapii powojennej” a której nigdy nie
włożyłam.
-
Nie dasz mi spokoju prawda?- Roziskrzone spojrzenie przyjaciółki i łobuzerski
uśmiech sprawiły, że zaczęłam się bać tego, co mnie czeka.
*
Jeśli
nie liczyć awarii oświetlenia czy wybuchu maszyny do popcornu dzień festynu
minął nadzwyczaj spokojnie aż nabrałam przekonania, ze coś się wkrótce zacznie
chrzanić.
-
Wszystko porządku?- Nawet Ryana nie ominęła pomoc przy imprezie i właśnie
skończył sprzątać stoisko gdzie dzieciaki mogły rzucać piłeczkami do celu a w
nagrodę dostawały drobne upominki.
-
Bywało lepiej.- Stwierdziłam drapiąc się po nosie.
-
Masz coś tutaj- wskazał na moją twarz.
-
Gdzie?- Na oślep zaczęłam ocierać sobie policzki.
-
Poczekaj chwilę- ze stolika wziął chusteczkę, którą z ust starł mi resztkę
kremu z jedzonego przed sekundą ciasta. Zesztywniałam ogłupiała kompletnie nie wiedząc,
co powinna zrobić, co pogłębiło się, gdy zobaczyłam jak zaczyna się błogo
uśmiechać.
-
Okeeeej to ja cię już porywam.- Margaret wyrosła obok jak z podziemi albo
teleportowała się. Co mogło być skutkiem ubocznym oglądania każdego możliwego filmu
o superbohaterach. Pomimo oszołomienia sytuacją sprzed jej pojawienia
dostrzegłam spojrzenie, którym mogło człowieka zmrozić. Z jakiś powodów miałam
wrażenia jakby chciał mnie stłuc na kwaśne jabłko tylko nie wiedziałam, z
jakiego powodu.
Po
wczorajszych zapowiedziach trzęsłam się w środku na myśl, co ma zamiar ze mną
zrobić spodziewałam się wszystkiego. Jak się okazało nie miałam, czego bać. No
może jednej rzeczy. Panna M dawno temu przechodziła fazę „a może tak zostać
stylistką?” I najwyraźniej miała mały nawrót tego stanu. Tylko, że tym razem,
obiektywnie rzecz biorąc, miało to lepsze efekty. Co nie zmienia aktu, że
czułam się nieco obco. Zupełnie jakbym przybrała się w cudzą skórę, co chwilę
wygładzałam niewidzialne zagniecenia na idealnie wyprasowanej czerwonej
sukience, która miała jedną wadę. W górnych partia była przyciasną, przez co
moje piersi wyglądały jakby lada chwila miały wyskoczyć z dekoltu
Ledwo
powstrzymywałam się, aby nie zacząć poprawiać fryzury, w której według mojej
przyjaciółki wyglądałam niczym królewna śnieżka. Raz, gdy sięgnęłam do
opadającego uparcie na oczy kosmyka dostałam po łapach. Myślałby, kto, że taka drobna
dziewczyna będzie mieć niewiele siły no, ale z drugiej strony powiedzenie
„pozory mylą” musiała się skądś wziąć.
Podczas
gdy blondynka była zajęta flirtowaniem rozmawiałam z moim pierwszym trenerem,
który poza siwymi włosami na skroniach niewiele się zmienił. Nadal był
wyluzowany i sprawiał, że człowiek mógł się rozluźnić. Poza mną. Bo stojąc z
nim twarzą w twarz z trudem udawało mi się nie rozpłakać na myśl o tym, co
przekreślił wypadek. Sądząc po jego spojrzeniu w którymś momencie zorientował
się, że coś jest nie tak.
-
Myślałaś o tym, żeby zacząć trenować?
-
Co?!
-
Nie, nie ty.- Zaczął machać dłońmi, kiedy zorientował się, jaką gafę popełnił.-
Chodziło mi o to, że mogłabyś trenować innych.
-
Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł.
-
Nie dowiesz się póki nie spróbujesz.- Zaczął grzebać w kieszeni spodni i
czytając smsa zmarszczył brwi jak zawsze, gdy działo się coś niespodziewanego.-
Na twoim miejscu dobrze bym się nad tym zastanowił a gdybyś zmieniła pamiętaj,
że zawsze możesz liczyć na moją pomoc.- Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, choć
nie bardzo wierzyłam na ewentualne sukcesy na tym polu, bo choć zdarzało się,
że pomagałam mu z grupą juniorów to i tak nie byłam pewna swoich sił.
*
Zwinęłam
się do domu niedługo potem. Impreza rozkręcała się w najlepsze, co ułatwiło mi
wymknięcie się, tak, że nikt nie zauważył mojej nieobecności. Nie chodziło o
to, że źle się bawiłam tylko, kiedy jesteś w wewnętrznej rozsypce nie jesteś w
stanie czerpać przyjemności z najmniejszych rzeczy. Zresztą, kogo ja oszukuję
prawda jest taka, że nie mogłam znieść obecności kiedyś bliskiej mi osoby.
Czytając takie słowa pierwsze, co przychodzi na myśl to myśl o chłopaku, który
pewnie złamał mi serce, ale tak nie jest. Na chwilę pojawiła się Melissa
Franklin. Czterokrotna mistrzyni olimpijska i ośmiokrotna mistrzyni świata.
Kiedyś moja przyjaciółka. Zatem do sedna. Czemu się zwinęłam? Bo nie mogłam
znieść kolejnych słów wsparcia, otuchy od osoby, choć która szczerze mi współczuła
to nie mogłam pogodzić się z myślą, że moja kariera pływaczki nie potoczył się
podobnym torem, co jej. Poznałyśmy się ładnych parę lat temu, na obozie dla tak
zwanej wyjątkowo obcującej młodzieży. Początkowo nie darzyłyśmy się jakąś
szczególną sympatią, ale z czasem wspólne treningi, dyskusje prowadzone z
różnej maści specjalistami czy „nielegalne” nocne imprezy w jakiś sposób nas do
siebie zbliżyły. Fakt, że mieszkałyśmy na dwóch końcach Stanów nie miał wpływu
na to, że kontakt nam się urwał. To była moja i tylko moja winna. Gdy
dowiedziała się o kontuzji, która przekreśliła moją dalszą sportową przeszłość
pisała i dzwoniła wielokrotnie. Tylko, że ja nie miałam siły, aby odebrać
telefon bez wybuchu płaczu.
A
dzisiaj? Kiedy tylko zobaczyłam jak kieruje się w moją stronę, czym prędzej wzięłam
nogi za pas.
Ashley
Herondale jesteś tchórzem. Boisz się wszystkiego, czego można i uciekasz przed
tym.
Był
taki moment, gdy chciałam stracić kontakt z rzeczywistością i uciec w nierealny
świat. Nawet zaopatrzyłam się w butelkę wina. W drodze coś mnie tknęło i
sprawiło, że zamiast doznać się do butelki czerwony trunek wylądował w koszu na
śmieci.
Zbyt
często widziałam jak alkohol niszczy ludziom życie i nie chciałam, aby spotkało
mnie to samo, bo powrocie z wojny zbyt ciągnęło mnie do procentów.
Obejrzałam
się na dźwięk łoskotu i zobaczyłam jak bezdomny wyciąga z kubła to, co przed
chwilą tam wrzuciłam.
No
cóż, przynajmniej on będzie miał udany wieczór. Pomyślałam gorzko.
Choć
tego wieczoru, poza szklaneczką pączu, nie wypiłam ani kropli alkoholu to nogi
trzęsły mi się i plątały jakbym była po imprezie rodem z filmów o amerykańskiej
studenckiej braci.
Już
w domu przemyłam twarz wodą, aby pozbyć się resztek subtelnego makijażu, który
rozmazał się mało malowniczo. Wszystko przez cholerny deszcz, który rozpada się
przed minutami a ja sierota oczywiście nie miałam przy sobie parasolki i
trzęsłam się z zimna.
Starałam
się właśnie uwolnić z sukienki i zastanawiałam, się, dlaczego Matt jednak się
nie pojawił skoro według Margaret miał taki zamiar (swoją drogą mi akurat nic o
tym nie było wiadomo a dowiedziałam się o ty fakcie przez przypadek, podsłuchując
fragment jej rozmowy telefonicznej). Starałam się dociec, dlaczego mój
najlepszy przyjaciel i przyjaciółka mają przede mną tajemnice, kiedy usłyszałam
otwieranie drzwi wejściowych, na co nie zareagowałam świecie przekonana, że Ryan
właśnie wrócił.. Już byłam gotowa wskoczyć do łóżka, w przysłowiowym opakowaniu,
bo zamek najwyraźniej się zaciął i nie mogłam się wyswobodzić z czerwonego materiału,
kiedy poczułam na swoich plecach duże męskie dłonie rozpinające suwak. Z
wdzięcznością wzięłam głęboki oddech.
- Zamek złapał materiał.- Za nic nie mogła rozpoznać emocji w jego głosie,
wyczuwałam lekkie zmieszanie, ale coś jeszcze, coś, co rozpoznałam dopiero, gdy
odwróciłam się, aby mu podziękować. W oczach Andersona widać było dziwną mieszankę
pożądania i czegoś, czego nie mogłam zidentyfikować.
Dlatego,
że miałam dosyć oglądania szczęśliwych par, wypytywania wścibskich ciotek kiedy
kogoś sobie znajdę czy z jakiegoś innego powodu. Podczas gdy jedną ręką
podtrzymywałam sukienkę, aby się ze mnie nie zsunął, drugą zarzuciłam mu na
kark i jak gdyby nigdy nic wpiłam mu się w usta.
Nie
wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego, że gdy minie mu pierwszy
szok- objawiający się lekki zassaniem powietrza- odsunie mnie na długość
ramion.
-
Co to miało być?- Spytał z taką miną, że cieszyłam się, iż mnie trzyma, bo
pewnie wyłożyłabym się na ziemi jak długa. Co by nie było takim najgorszym pomysłem,
bo miałam ochotę zapaść się pod ziemię na samą myśl, że mógł odwzajemnić ten gest.
-
Ja, ja…przepraszam….- Urwałam i miałam nadzieję, ze nie rozbeczę się przed nim
z upokorzenia. Byłam taka głupia, wszystkie jego wcześniejsze gesty zrozumiałam
na opak. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że mógłby czuć do mnie coś więcej…
-
Nie przepraszaj…- na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu.- Po
tobie można spodziewać się naprawdę wielu rzeczy, ale takiego powitania
zdecydowanie nie.-Westchnął ciężko i oparł się czołem o moje.- Nie tak to sobie
planowałem, nie tak to powinno wyglądać.- Stałam tak sobie oszołomiona. Chyba
powinna coś zrobić, tylko, co? Najpierw jego reakcja na typu „nie” a za chwilę
„jednak tak”. Z tego całego stresu, zmienności nastrojów można się nabawić
jakiejś choroby.
-
Matt, jeśli jest coś…
-
To nie tak miało wyglądać- powtórzył swoje wcześniejsze słowa i spojrzał na
mnie tak, że najchętniej mimo całej tej niepewności znowu bym go pocałowała.- Wiesz,
co do Ciebie czuję, w każdym razie mam nadzieję się domyślasz, iż nie chodzi
tylko o… zależy mi na tobie, pojęcia nie masz jak bardzo, ale nie chcę, aby coś
więcej stało się między nami, kiedy jesteś w stanie ponownej rozsypki
emocjonalnej.- Przerwał na chwilę jakby dając mi czas na przetrawienie tego, co
powiedział.- Jeśli coś się stanie, chcę abyś była tego w pełni świadoma a nie
robiła wszystko chcąc oderwać się od tego, co się stało w Iraku, rozumiesz?
-
Rozumiem.- Odparłam wtulając się w niego, czując jak kolejny raz zamyka mnie w tym
bezpieczny uścisku i jak ręką delikatnie gładzi po nagiej skórze pleców.-
Proszę Cię tylko o jedno, poczekaj na mnie.
-
Byle nie za długo.- Uśmiechnął się i cmoknął mnie w czoło. Na razie tyle
potrzebowałam do szczęścia, niczego więcej.
.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Czytasz?
Skomentuj!
Halo,
halo! Jest tam ktoś jeszcze? Mam taką cichą nadzieję.
Nie
będę się usprawiedliwiać, bo to nie ma sensu, ale chciałam przeprosić tą
nieliczną grupę, która czytała to opowiadania i być może nadal tu zagląda.
Trochę to trwało, ale udało mi się napisać coś nowego.
Chcę
być z wami uczciwa i dlatego- czego można się po trochu domyślić po
przeczytaniu tej części- historia Matta i Ash wkrótce się skończy. Z bardzo prozaicznego
powodu- zwyczajnie na świecie nie wiem jak wszystko powinno się potoczyć a
pisanie czegoś na siłę nie wydaje się mieć sensu. Sam pomysł, to, kim jest i co
przeszła główna bohaterka, wydawał się „za ciasny” na jednopart i miałam
nadzieję, że z czasem coś mi przyjdzie do głowy i akcja będzie się sama toczyć,
wszystko jakoś tam samo będzie się pisać (tak jak w moim poprzedni opowiadaniu),
ale niestety nie wyszło. Bywa mi tak. Jest mi głupio, bo być może kogoś zawiodłam,
ale mam nadzieję, ze, choć końcówka będzie się w miarę kleić.
Do
usłyszenia,
Zła
na samą siebie Artis
:)
OdpowiedzUsuńDotarłam. Zacznę od tego, że straszie się cieszę, że coś dodałaś. Warto było czekać, bo się dzieje! Nareszcie robią jakiś krok we właściwą stronę anie tylko podchody i podchody. Brawa dla nich. Mam nadzieję, że poczeka. I że nie będzie czekała długo. No sorry, ale Matt to Matt. Ja w nich wierzę.
OdpowiedzUsuńDziękuję za dodanie kawałka komentarza. Nie kurde wcale nie jestem zła.
UsuńChciałabym by ta historia była dłuższa, ale ciągnąć coś na siłe to też złe rozwiązanie. Wiem, sprawdziłam, nie polecam. Nie będę miała za złe. Krótkie historie też mają swój urok :)
Wracają do treści - w dwóch moemntach normalnie płakałam ze śmiechu. Dziękuję, za poprawę humoru. I ten.. tez mi może taki Matt sukienkę rozsuwać :)
Pozdrawiam :)
Ja się cieszę, że wróciłaś i mam nadzieję, że już tu będziesz bardziej regularnie!
OdpowiedzUsuńOkej, pierwszy akapit trafił prosto w moje serce. Też tak mam. Kiedy dzieje się cos dobrego, zawsze się zastanawiam, czy to na pewno rzeczywistość. Niestety, ale brak pewności siebie to coś strasznego.
No a ta scena na końcu z Mattem skradła cały rozdział. Bo daje nadzieję. A to naprawdę dużo, zwłaszcza w obecnej sytuacji Ash.