- Musimy się spotkać!
Kto wie może już niedługo Cię odwiedzę?
- Ile razy ja już to
słyszałam? W każdym razie coś długo Ci schodzi.- powiedziałam nieco zjadliwie.
- Ty mi tu nie pyskuj.- mogłam sobie wyobrazić
jak po drugiej stronie słuchawki Margaret groźnie wymachuje mi palcem.- Uwierz
mi, gdybym tylko mogła siedziałybyśmy teraz w twoim pokoju i opowiadałabyś mi
wszystko, naprawdę wszystko. Co tylko byś chciała, słyszysz?
- Tak wiem.- westchnęłam po czym po kilku
słowach pożegnania wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Parę razy zdarzyło mi
się zażartować, że minęła się z powołaniem gdy zamiast psychologii wybrała
weterynarię. Nie zliczę ile razy wysłuchiwałam moich skarg i jęków, choć sadzać
po jej minie wielokrotnie miała mnie ochotę zdzielić po głowie za głupoty jakie
wygadywałam. Do rękoczynów nie doszło ale raz czy dwa dostałam od niej porządny
ochrzan a że w sumie mi się należało nie miałam do niej pretensji.
Lubiłam te nasze
jednostronne dyskusje ale była taka osoba z którą lubiłam nie tylko rozmawiać
ale również milczeć. Inni mogli mi mówić co powinnam robić a czego nie a i tak
najczęściej wpuszczałam te rady jednym uchem a wypuszczałam drugim. Jednak jak
to już bywa od każdej reguły są wyjątki. Z nim jakoś zawsze bardziej się
liczyłam ale nie umiem powiedzieć dlaczego.
Może to dzięki tym wszystkim
dobrym i złym chwilom? A może dzięki wspólnie spędzonemu dzieciństwu i licznym
przygodom?
Jedno ze wspomnień samo
wkradło mi się do myśli.
-
Zwolnij Ash!- patyczkowaty chłopiec biegł za młodszą od niego o dwa lata
pięciolatką, którą próbował nauczyć jeździć na deskorolce. Dziewczynka
chwiejnie pokonała kilka metrów starając się utrzymać równowagę , którą
straciła gdy jedno z kółek wjechało do dziury w chodniku. Poleciała do przodu
lądując na kolanach.
-
Nic Ci nie jest?- spytał zdyszany gdy był już obok.
-
Ja nigdy się nie nauczę! Jestem beznadziejna Matt.- widział jak drży jej dolna
warga od powstrzymywanego płaczu.
-
Nie, nie jesteś. Mi też na początku nie wychodziło.- oznajmił naklejając
przyjaciółce plaster na zdarte kolano.
-
Naprawdę?- spytała pociągając nosem.
-
Naprawdę.
We wczesno sobotni
poranek weszłam do kawiarni i skierowałam swe kroki do jednego z identycznych
stolików, stojącego w głębi sali
- Nie musisz
dziękować.- oznajmiłam kładąc przed siatkarzem okulary przeciwsłoneczne, które
wczoraj zostawił u mnie.
- Wcale nie miałem
zamiaru.- uśmiechnął się do mnie łobuzersko.- Dlaczego miałby to robić?
Przecież to tylko prezent, który dostałem na urodziny od mojej najlepszej
przyjaciółki.- znowu się ze mną przekomarzał.
- Ot zwykły przedmiot,
który można kupić w pierwszym lepszym sklepie.- stwierdziłam rozsiadając się
wygodnie na krześle i trochę go podpuszczając.
- Za pieniądze
wszystkiego nie dostaniesz.- w oczach zalśniły mu wesołe iskierki a ja nie wiedzieć
czemu poczułam jak na policzki wypływa mi rumieniec. Odgarnęłam z twarzy
uparcie opadający kosmyk.
- Lubiłem, gdy
zaplatałaś je w warkocz.- wskazał na
sięgające prawie ramion kruczoczarne włosy.
-Tak, ja też ale na
pustyni taka fryzura jest mało praktyczne.- Nie mogłam się nadziwić jakie
głupoty wygaduję.- Kiedy po Ciebie
przyjadą?- spytałam wypatrując czy na zewnątrz nie widać autobusu reprezentacji
do którego miał wsiąść mój przyjaciel. Matt przyjechał tylko na trzy dni, w
przerwie między zgrupowaniem a meczem jaki miał rozegrać jutro.
- Niedługo powinni
być.- zerknął na zegarek sprawdzając godzinę.- Obiecuję, że następnym razem
wpadnę na dłużej.
- No nie a już myślałam,
że się nareszcie Ciebie pozbędę.- udałam przerażenie na co ten kopnął mnie w
kostkę.- Ej to bolało!- schyliłam się aby rozmasować obolałe miejsce.
- Podobno cierpienie
uszlachetnia.- wstał i zarzucił sportową torbę na ramię.
- Też będę za tobą
tęsknić.- mocno wtuliłam się w jego bok jakbym mogła tym gestem zatrzymać go
przy sobie.- Muszę jeszcze wstąpić do biblioteki.- poklepałam torebkę w której
spoczywało kilka książek.
- Jak tam sprawa z
mieszkaniem i wyprowadzką? Rodzice bardzo się wściekli?- spytał gdy
wchodziliśmy do przybytku pełnego woluminów.
- I to jeszcze jak.
Myślałam, że mama rozszarpie mnie przez telefon i wcale nie uspokoił jej fakt,
że będę mieć współlokatora.- zaśmiałam się na co bibliotekarką zasyczała niczym
wąż próbując nas uciszyć.- Widzisz? Sprowadzasz mnie na złą drogę.- wskazałam
na starszą panią której wzrok miotał pioruny.
- Zawsze do usług.-
skłonił się lekko i zniknął za jednym z regałów.
Zanim znalazłam coś
wartego uwagi przejrzałam kilka półek w jednej z wąskich alejek. Byłam tak
zajęta kartkowaniem stron, że dosłownie weszłam w jeden z regałów. Cała jego
zawartość spadała na mnie i momentalnie dobry nastrój minął.
- Ash gdzie jesteś?- roześmiany głos Andersona
dobiegał jakby z oddali.- Ashley? Ash! Co się stało?- poczułam jak obejmuje mnie
i próbuje podnieś z podłogi na której skuliłam się paraliżowana nieproszonymi
wspomnieniami. Chciałam uciec, schować gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie,
zrobiłabym wszystko byleby tylko zapomnieć. Przeważnie udawało mi się maskować
i udawać że jest dobrze, że wojna na mnie nie wpłynęła ale bywały chwile jak ta
gdy wszystko się sypało. Pozornie nic nie znaczące sytuacje sprawiały, że nie
mogłam się oddychać i panikowałam. Próbowałam jakoś zagłuszyć emocje ale
zazwyczaj skutki były opłakane. Jak wtedy gdy Matt odebrał mnie kompletnie
pianą z imprezy
Zamknęłam oczy i szybko
je otworzyłam bo wróciły mnie do mnie obrazy sztucznie wywołanej lawiny zasypującej
domostwa niewinnych ludzi, z których wielu zgineło.
- Popatrz na mnie.-
powiedział to tak twardym głosem, że posłuchałam. Wyglądał jakby intensywnie
myślał nad tym co zrobić z takim wrakiem człowieka.- Pojedziesz ze mną.
- Ale ja nie mogę,
możesz mieć kłopoty.- zaprotestowałam słabo.
- O mnie się nie
martw.- otarł mi policzka łzy, które nawet nie zorientowałam się jak zaczęły mi
płynąc z oczu.- Jakoś sobie poradzę poza tym twoi rodzice wracają za kilka dni
a ja nie mam zamiaru zostawiać Cię samej. Nie kiedy jesteś w takim stanie
Nawet nie zorientowałam
się jak siedziałam w środku przestronnego autobusu. Micah Christenson
powiedział coś w stylu „oto nasze stare dobre małżeństwo” ale urwał kiedy
zobaczył w jakim jestem stanie. Kolejne godziny pamiętam jak przez mgłę. Czułam
jak przyjaciel rozmasowuje mi zaciśnięte w pięści dłonie, chyba rozmawiałam też
z Paul’e Lotmanam a może to był Murphy Troy? Nie jestem pewna.
Wieczorny mecz
towarzyski sprawił, że nieco doszłam do siebie. Mała hala była szczelnie
wypełniona kibicami dopingującymi swoją ukochaną reprezentację, która ograła
miejscową drużynę uniwersytecką do zera. Wszechobecny hałas mi nie
przeszkadzał, co może się wydawać dziwne skoro z równowagi wyprowadziło mnie
kilka spadających książek.
- Dziękuję.- leżałam w
hotelowej piżamie na łóżku w pokoju szatyna. Gdy zostałam sama znowu ogarnęło
mnie nieprzyjemne uczucie niepokoju i lotem błyskawicy zapukałam w drzwi atakującego.
- Za co? Spytał nie
odrywając wzroku od pomeczowych statystyk.
- Za to, że przy mnie
jesteś.- powiedziałam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie
- Wspierałaś mnie,
kiedy miałem depresję.- wspomniał okres z przełomu 2014 i 2015 roku.- Byłaś na innym
kontynencie a czułem jakbyś była tuż obok. Te wszystkie maile jakie
wymienialiśmy dodały mi siły do walki.- zamyślony przeczesał ręką włosy.- Inni
pocieszali mnie ale ich słowa wydawały się puste i naprawdę mnie drażniły. Później
przyszedł taki okres, że dzwoniłaś i opieprzałaś mnie kiedy odbierałem bo powinienem według
Ciebie wziąć się w garść i trenować a nie bąki zbijać. Poskutkowało, chyba mogę
powiedzieć, że dzięki tobie odzyskałem serce do siatkówki- zawsze dziwiłam jak
może o tym tak spokojnie opowiadać.- Miałaś niekonwencjonalne metody.
- Ale za to skuteczne.-
uśmiechnęłam się niepewnie.- W jakimś stopniu byłam na ciebie zła.- zrobił
zaskoczoną minę bo nigdy jakoś się nie zagłębialiśmy w tamte chwile a teraz
zebrało mi się na szczerość.-Nie mogłam znieść myśli, że rezygnujesz z czegoś
od tak- pstryknęłam palcami dla podkreślenia ostatnich słów- podczas gdy ja nie
miałam nawet wyboru co do wycofania się z pływania. Było Ci ciężko i w pełni to
rozumiem ale nie chciałam, żebyś później żałował swojej decyzji
- Wsparcie. Właśnie tym
dla siebie jesteśmy. Ty i ja.- czułam jak oczy mi się zamykają kiedy przykrył
mnie puszystym kocem.- Poza tym, obiecałem że będę zawszę przy tobie.
Przyjaciel na zawsze, pamiętasz?- powoli odpływałam do krainy snu więc nie
byłam pewna czy nuta w jego głosie jaką wychwyciłam to nie wytwór mojego
zmęczonego umysły.
*
Rano obudziłam się
wypoczęta, czułam się lepiej choć gdzieś daleko z tyłu głowy czaił się strach
przed nawrotem paniki. Miałam wyrzuty sumienia bo przez to, że zarekwirowałam
łóżko przyjaciela musiał spać na kanapie i w rezultacie o poranku były nieco
połamany. To to jeszcze ale sposób w jakim chłodno do mnie podchodził trener
Speraw i jak krytykował niesubordynację Ardensona wywoływało nieprzyjemne
uczucia również u kilku członków reprezentacji.
- Jasne nie jest
zadowolony z jego zachowania- podczas śniadania siedziałam obok Davida Lee,
który wskazał na siedzącego po drugiej stronie Matta- ale dziwi mnie jego
podejście do twojej osoby. Jego brat też jest weteranem i zawsze szanował osoby
decydujące się na wstąpienie do Armii.
- Podobno chodzi o to,
że rozwalam wam plan treningowy ale mam wrażenie, że nie tylko.- przypomniałam
sobie fragment kłótni wśród sztabu szkoleniowego, której byłam powodem.
Środkowy wzruszył tylko ramionami dając do zrozumienia, że nie wie co ma o tym wszystkim
myśleć.
Zastanawiałam się czy
Andersonowi nic nie jest, czy nie ma przypadkiem nawrotu depresji. Zazwyczaj był
w dobrym humorze ale martwiło mnie, że dosyć często mogę wyczuć w jego głosie
przejmujący smutek.
Z zamyślenia wyrwał
mnie konduktor pociągu informujący podróżnych o zbliżającej się stacji.
„Bądź silna, ponieważ
zanim wszystko będzie dobrze, może nadejść burza, ale nie może padać wiecznie.”
Tymi słowami pożegnał się ze mną Matt, któremu czasami zdarzało się zabłysnąć
tego typu myślą więc ochrzciłam go mianem Złotoustego.
Pociąg zahamował a że
nie miałam czego się złapać siłą rozpędu poleciałam do tyłu wpadłam na
stojącego za mną chłopaka.
- Przepraszam.-
wydukałam zawstydzona i szybko wysiadłam z pociągu nie czekając na jego
reakcję.
Nim skierowałam się do
swojego nowego mieszkania poszłam do sklepu aby zrobić zakupy. Lodówka świeciła
pustkami a mi kiszki grały przysłowiowego marsza.
Gdy wyciągałam klucze z
torebki zorientowałam, że ze środka dobiegają mnie jakieś głosy. Momentalnie
naszły mnie czarne myśli o włamaniu, ale dlaczego ewentualny złoczyńca miałby
się śmiać? Z wahaniem weszłam do środka i okazało się, że to żaden bandyta
tylko właścicielka od której wynajmuję mieszkaniem.
- O już jesteś. Tak się
zastanawiałam, gdzie się podziewasz.- uśmiechnęła się do mnie ukazując dołeczki
w puchnych policzkach.
- Musiałam wyjechać w
sprawach rodzinnych.- dobre kłamstwo nie jest złe a nie miałam ochoty zwierzać
się obcej osobie z tego co się ze mną dzieje.
- Ojej mam nadzieję, że
wszystko porządku?- w odpowiedzi pokiwałam tylko twierdząco głową.- Chciałabym
Ci kogoś przedstawić.- jak na zawołanie z pokoju sąsiadującego z moim wyszedł
chłopak na którego widok siatki z zakupami wypadły mi z rąk.- Ashley poznaj
Rayan, mojego siostrzeńca który będzie twoim sublokatorem.- Nie przyjrzałam mu
się dokładnie ale z całą pewnością był to chłopak którego stratowałam zaledwie
kilkadziesiąt minut wcześniej w pociągu. No pięknie, jeszcze tego mi brakowało.
Jak pech to pech.
-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.
Czytasz? Skomentuj!
Rozdział jaki jest
każdy widzi. Jeśli chodzi o treść przekazałam wszystko co chciałam a że nie
wyszło do końca tak dobrze jakbym tego chciała to już inna historia. Nie czytałam
go drugi raz więc mogą zdarzyć się błędy które postaram się poprawić w wolnej
chwili.
Kolejny rozdział pojawi
się dopiero za dwa tygodnie. Zbliżają się święta więc raczej nie będę miała
czasu napisać nowej części (ktoś musi ulepić te wszystkie pierogi i uszka) a wy
też będziecie zbyt zajęci swoimi sprawami.
No i oczywiście z
okazji zbliżających się Świąt chciałam życzyć wam wszystkiego najlepszego.
Ile Możdżonek ma
wzrostu, Ile Wrona ma zarostu, Ile Zati na trybunach siedział, Ile Igła słów
wypowiedział, Ile Bartman wkurzał ludzi, Ile Kubiak w obronie się trudził, Ile
Żygadło piłek rozegrał, Ile Kurek punktów zdobył, Ile żeśmy z Gruszką meczów
wygrali, Ile razy Jarosz z Ruciakiem asy serwisowe posyłali, Ile Winiar wyciął
kawałów, Ile podczas PŚ zawałów, Ile pośród Kibiców radości, Ile Antiga ma w
sobie serdeczności, Ile Piter emocji ma w środku, tyle zdrowia, pomyślności,
szczęścia, ciepła, zdrowia i radości życzę wam Ja!
p.s. A wszystkich chętnych mających ochotę na przeczytanie fajnego, niecodziennego i momentami nietypowego opowiadania zapraszam na bloga Kamili tough-decision.blogspot.com
p.s. A wszystkich chętnych mających ochotę na przeczytanie fajnego, niecodziennego i momentami nietypowego opowiadania zapraszam na bloga Kamili tough-decision.blogspot.com
Do zobaczenia,
Artis