niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 2


- Musimy się spotkać! Kto wie może już niedługo Cię odwiedzę?
- Ile razy ja już to słyszałam? W każdym razie coś długo Ci schodzi.- powiedziałam nieco zjadliwie.
 - Ty mi tu nie pyskuj.- mogłam sobie wyobrazić jak po drugiej stronie słuchawki Margaret groźnie wymachuje mi palcem.- Uwierz mi, gdybym tylko mogła siedziałybyśmy teraz w twoim pokoju i opowiadałabyś mi wszystko, naprawdę wszystko. Co tylko byś chciała, słyszysz?
 - Tak wiem.- westchnęłam po czym po kilku słowach pożegnania wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
Parę razy zdarzyło mi się zażartować, że minęła się z powołaniem gdy zamiast psychologii wybrała weterynarię. Nie zliczę ile razy wysłuchiwałam moich skarg i jęków, choć sadzać po jej minie wielokrotnie miała mnie ochotę zdzielić po głowie za głupoty jakie wygadywałam. Do rękoczynów nie doszło ale raz czy dwa dostałam od niej porządny ochrzan a że w sumie mi się należało nie miałam do niej pretensji.

Lubiłam te nasze jednostronne dyskusje ale była taka osoba z którą lubiłam nie tylko rozmawiać ale również milczeć. Inni mogli mi mówić co powinnam robić a czego nie a i tak najczęściej wpuszczałam te rady jednym uchem a wypuszczałam drugim. Jednak jak to już bywa od każdej reguły są wyjątki. Z nim jakoś zawsze bardziej się liczyłam ale nie umiem powiedzieć dlaczego.
Może to dzięki tym wszystkim dobrym i złym chwilom? A może dzięki wspólnie spędzonemu dzieciństwu i licznym przygodom?
Jedno ze wspomnień samo wkradło mi się do myśli.

- Zwolnij Ash!- patyczkowaty chłopiec biegł za młodszą od niego o dwa lata pięciolatką, którą próbował nauczyć jeździć na deskorolce. Dziewczynka chwiejnie pokonała kilka metrów starając się utrzymać równowagę , którą straciła gdy jedno z kółek wjechało do dziury w chodniku. Poleciała do przodu lądując na kolanach.
- Nic Ci nie jest?- spytał zdyszany gdy był już obok.
- Ja nigdy się nie nauczę! Jestem beznadziejna Matt.- widział jak drży jej dolna warga od powstrzymywanego płaczu.
- Nie, nie jesteś. Mi też na początku nie wychodziło.- oznajmił naklejając przyjaciółce plaster na zdarte kolano.
- Naprawdę?- spytała pociągając nosem.
- Naprawdę.

We wczesno sobotni poranek weszłam do kawiarni i skierowałam swe kroki do jednego z identycznych stolików, stojącego w głębi sali
- Nie musisz dziękować.- oznajmiłam kładąc przed siatkarzem okulary przeciwsłoneczne, które wczoraj zostawił u mnie.
- Wcale nie miałem zamiaru.- uśmiechnął się do mnie łobuzersko.- Dlaczego miałby to robić? Przecież to tylko prezent, który dostałem na urodziny od mojej najlepszej przyjaciółki.- znowu się ze mną przekomarzał.
- Ot zwykły przedmiot, który można kupić w pierwszym lepszym sklepie.- stwierdziłam rozsiadając się wygodnie na krześle i trochę go podpuszczając.
- Za pieniądze wszystkiego nie dostaniesz.- w oczach zalśniły mu wesołe iskierki a ja nie wiedzieć czemu poczułam jak na policzki wypływa mi rumieniec. Odgarnęłam z twarzy uparcie opadający kosmyk.

- Lubiłem, gdy zaplatałaś je  w warkocz.- wskazał na sięgające prawie ramion kruczoczarne włosy.
-Tak, ja też ale na pustyni taka fryzura jest mało praktyczne.- Nie mogłam się nadziwić jakie głupoty wygaduję.-  Kiedy po Ciebie przyjadą?- spytałam wypatrując czy na zewnątrz nie widać autobusu reprezentacji do którego miał wsiąść mój przyjaciel. Matt przyjechał tylko na trzy dni, w przerwie między zgrupowaniem a meczem jaki miał rozegrać jutro.
- Niedługo powinni być.- zerknął na zegarek sprawdzając godzinę.- Obiecuję, że następnym razem wpadnę na dłużej.
- No nie a już myślałam, że się nareszcie Ciebie pozbędę.- udałam przerażenie na co ten kopnął mnie w kostkę.- Ej to bolało!- schyliłam się aby rozmasować obolałe miejsce.
- Podobno cierpienie uszlachetnia.- wstał i zarzucił sportową torbę na ramię.
- Też będę za tobą tęsknić.- mocno wtuliłam się w jego bok jakbym mogła tym gestem zatrzymać go przy sobie.- Muszę jeszcze wstąpić do biblioteki.- poklepałam torebkę w której spoczywało kilka książek.

- Jak tam sprawa z mieszkaniem i wyprowadzką? Rodzice bardzo się wściekli?- spytał gdy wchodziliśmy do przybytku pełnego woluminów.
- I to jeszcze jak. Myślałam, że mama rozszarpie mnie przez telefon i wcale nie uspokoił jej fakt, że będę mieć współlokatora.- zaśmiałam się na co bibliotekarką zasyczała niczym wąż próbując nas uciszyć.- Widzisz? Sprowadzasz mnie na złą drogę.- wskazałam na starszą panią której wzrok miotał pioruny.
- Zawsze do usług.- skłonił się lekko i zniknął za jednym z regałów.
Zanim znalazłam coś wartego uwagi przejrzałam kilka półek w jednej z wąskich alejek. Byłam tak zajęta kartkowaniem stron, że dosłownie weszłam w jeden z regałów. Cała jego zawartość spadała na mnie i momentalnie dobry nastrój minął.

 - Ash gdzie jesteś?- roześmiany głos Andersona dobiegał jakby z oddali.- Ashley? Ash! Co się stało?- poczułam jak obejmuje mnie i próbuje podnieś z podłogi na której skuliłam się paraliżowana nieproszonymi wspomnieniami. Chciałam uciec, schować gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie, zrobiłabym wszystko byleby tylko zapomnieć. Przeważnie udawało mi się maskować i udawać że jest dobrze, że wojna na mnie nie wpłynęła ale bywały chwile jak ta gdy wszystko się sypało. Pozornie nic nie znaczące sytuacje sprawiały, że nie mogłam się oddychać i panikowałam. Próbowałam jakoś zagłuszyć emocje ale zazwyczaj skutki były opłakane. Jak wtedy gdy Matt odebrał mnie kompletnie pianą z imprezy

Zamknęłam oczy i szybko je otworzyłam bo wróciły mnie do mnie obrazy sztucznie wywołanej lawiny zasypującej domostwa niewinnych ludzi, z których wielu zgineło.
- Popatrz na mnie.- powiedział to tak twardym głosem, że posłuchałam. Wyglądał jakby intensywnie myślał nad tym co zrobić z takim wrakiem człowieka.- Pojedziesz ze mną.
- Ale ja nie mogę, możesz mieć kłopoty.- zaprotestowałam słabo.
- O mnie się nie martw.- otarł mi policzka łzy, które nawet nie zorientowałam się jak zaczęły mi płynąc z oczu.- Jakoś sobie poradzę poza tym twoi rodzice wracają za kilka dni a ja nie mam zamiaru zostawiać Cię samej. Nie kiedy jesteś w takim stanie
Nawet nie zorientowałam się jak siedziałam w środku przestronnego autobusu. Micah Christenson powiedział coś w stylu „oto nasze stare dobre małżeństwo” ale urwał kiedy zobaczył w jakim jestem stanie. Kolejne godziny pamiętam jak przez mgłę. Czułam jak przyjaciel rozmasowuje mi zaciśnięte w pięści dłonie, chyba rozmawiałam też z Paul’e Lotmanam a może to był Murphy Troy? Nie jestem pewna.

Wieczorny mecz towarzyski sprawił, że nieco doszłam do siebie. Mała hala była szczelnie wypełniona kibicami dopingującymi swoją ukochaną reprezentację, która ograła miejscową drużynę uniwersytecką do zera. Wszechobecny hałas mi nie przeszkadzał, co może się wydawać dziwne skoro z równowagi wyprowadziło mnie kilka spadających książek.
- Dziękuję.- leżałam w hotelowej piżamie na łóżku w pokoju szatyna. Gdy zostałam sama znowu ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie niepokoju i lotem błyskawicy zapukałam w drzwi atakującego.
- Za co? Spytał nie odrywając wzroku od pomeczowych statystyk.
- Za to, że przy mnie jesteś.- powiedziałam jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie
- Wspierałaś mnie, kiedy miałem depresję.- wspomniał okres z przełomu 2014 i 2015 roku.- Byłaś na innym kontynencie a czułem jakbyś była tuż obok. Te wszystkie maile jakie wymienialiśmy dodały mi siły do walki.- zamyślony przeczesał ręką włosy.- Inni pocieszali mnie ale ich słowa wydawały się puste i naprawdę mnie drażniły. Później przyszedł taki okres, że dzwoniłaś i opieprzałaś  mnie kiedy odbierałem bo powinienem według Ciebie wziąć się w garść i trenować a nie bąki zbijać. Poskutkowało, chyba mogę powiedzieć, że dzięki tobie odzyskałem serce do siatkówki- zawsze dziwiłam jak może o tym tak spokojnie opowiadać.- Miałaś niekonwencjonalne metody.

- Ale za to skuteczne.- uśmiechnęłam się niepewnie.- W jakimś stopniu byłam na ciebie zła.- zrobił zaskoczoną minę bo nigdy jakoś się nie zagłębialiśmy w tamte chwile a teraz zebrało mi się na szczerość.-Nie mogłam znieść myśli, że rezygnujesz z czegoś od tak- pstryknęłam palcami dla podkreślenia ostatnich słów- podczas gdy ja nie miałam nawet wyboru co do wycofania się z pływania. Było Ci ciężko i w pełni to rozumiem ale nie chciałam, żebyś później żałował swojej decyzji
- Wsparcie. Właśnie tym dla siebie jesteśmy. Ty i ja.- czułam jak oczy mi się zamykają kiedy przykrył mnie puszystym kocem.- Poza tym, obiecałem że będę zawszę przy tobie. Przyjaciel na zawsze, pamiętasz?- powoli odpływałam do krainy snu więc nie byłam pewna czy nuta w jego głosie jaką wychwyciłam to nie wytwór mojego zmęczonego umysły.


*

Rano obudziłam się wypoczęta, czułam się lepiej choć gdzieś daleko z tyłu głowy czaił się strach przed nawrotem paniki. Miałam wyrzuty sumienia bo przez to, że zarekwirowałam łóżko przyjaciela musiał spać na kanapie i w rezultacie o poranku były nieco połamany. To to jeszcze ale sposób w jakim chłodno do mnie podchodził trener Speraw i jak krytykował niesubordynację Ardensona wywoływało nieprzyjemne uczucia również u kilku członków reprezentacji.
- Jasne nie jest zadowolony z jego zachowania- podczas śniadania siedziałam obok Davida Lee, który wskazał na siedzącego po drugiej stronie Matta- ale dziwi mnie jego podejście do twojej osoby. Jego brat też jest weteranem i zawsze szanował osoby decydujące się na wstąpienie do Armii.

- Podobno chodzi o to, że rozwalam wam plan treningowy ale mam wrażenie, że nie tylko.- przypomniałam sobie fragment kłótni wśród sztabu szkoleniowego, której byłam powodem. Środkowy wzruszył tylko ramionami dając do zrozumienia, że nie wie co ma o tym wszystkim myśleć.
Zastanawiałam się czy Andersonowi nic nie jest, czy nie ma przypadkiem nawrotu depresji. Zazwyczaj był w dobrym humorze ale martwiło mnie, że dosyć często mogę wyczuć w jego głosie przejmujący smutek.

Z zamyślenia wyrwał mnie konduktor pociągu informujący podróżnych o zbliżającej się stacji.
„Bądź silna, ponieważ zanim wszystko będzie dobrze, może nadejść burza, ale nie może padać wiecznie.” Tymi słowami pożegnał się ze mną Matt, któremu czasami zdarzało się zabłysnąć tego typu myślą więc ochrzciłam go mianem Złotoustego.
Pociąg zahamował a że nie miałam czego się złapać siłą rozpędu poleciałam do tyłu wpadłam na stojącego za mną chłopaka.

- Przepraszam.- wydukałam zawstydzona i szybko wysiadłam z pociągu nie czekając na jego reakcję.
Nim skierowałam się do swojego nowego mieszkania poszłam do sklepu aby zrobić zakupy. Lodówka świeciła pustkami a mi kiszki grały przysłowiowego marsza.
Gdy wyciągałam klucze z torebki zorientowałam, że ze środka dobiegają mnie jakieś głosy. Momentalnie naszły mnie czarne myśli o włamaniu, ale dlaczego ewentualny złoczyńca miałby się śmiać? Z wahaniem weszłam do środka i okazało się, że to żaden bandyta tylko właścicielka od której wynajmuję mieszkaniem.
- O już jesteś. Tak się zastanawiałam, gdzie się podziewasz.- uśmiechnęła się do mnie ukazując dołeczki w puchnych policzkach.
- Musiałam wyjechać w sprawach rodzinnych.- dobre kłamstwo nie jest złe a nie miałam ochoty zwierzać się obcej osobie z tego co się ze mną dzieje.

- Ojej mam nadzieję, że wszystko porządku?- w odpowiedzi pokiwałam tylko twierdząco głową.- Chciałabym Ci kogoś przedstawić.- jak na zawołanie z pokoju sąsiadującego z moim wyszedł chłopak na którego widok siatki z zakupami wypadły mi z rąk.- Ashley poznaj Rayan, mojego siostrzeńca który będzie twoim sublokatorem.- Nie przyjrzałam mu się dokładnie ale z całą pewnością był to chłopak którego stratowałam zaledwie kilkadziesiąt minut wcześniej w pociągu. No pięknie, jeszcze tego mi brakowało. Jak pech to pech.


-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.-.


Czytasz? Skomentuj!

Rozdział jaki jest każdy widzi. Jeśli chodzi o treść przekazałam wszystko co chciałam a że nie wyszło do końca tak dobrze jakbym tego chciała to już inna historia. Nie czytałam go drugi raz więc mogą zdarzyć się błędy które postaram się poprawić w wolnej chwili.
Kolejny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie. Zbliżają się święta więc raczej nie będę miała czasu napisać nowej części (ktoś musi ulepić te wszystkie pierogi i uszka) a wy też będziecie zbyt zajęci swoimi sprawami.

No i oczywiście z okazji zbliżających się Świąt chciałam życzyć wam wszystkiego najlepszego.
Ile Możdżonek ma wzrostu, Ile Wrona ma zarostu, Ile Zati na trybunach siedział, Ile Igła słów wypowiedział, Ile Bartman wkurzał ludzi, Ile Kubiak w obronie się trudził, Ile Żygadło piłek rozegrał, Ile Kurek punktów zdobył, Ile żeśmy z Gruszką meczów wygrali, Ile razy Jarosz z Ruciakiem asy serwisowe posyłali, Ile Winiar wyciął kawałów, Ile podczas PŚ zawałów, Ile pośród Kibiców radości, Ile Antiga ma w sobie serdeczności, Ile Piter emocji ma w środku, tyle zdrowia, pomyślności, szczęścia, ciepła, zdrowia i radości życzę wam Ja!

p.s. A wszystkich chętnych mających ochotę na przeczytanie fajnego, niecodziennego i momentami nietypowego opowiadania zapraszam na bloga Kamili tough-decision.blogspot.com

Do zobaczenia,

Artis

6 komentarzy:

  1. W końcu tutaj dotarłam i mam czas by skomentować. Wybacz, że dopiero teraz :( Ale czas w tym roku leci mi bardzo szybko i jest go mało...Jeszcze raz bardzo przepraszam.
    Opowiadanie bardzo mi się podoba! I już dodałam do obserwowanych :) Zazdroszczę przyjaźni Mattowi i Ash. Fajnie, że mogą zawsze na sobie polegać nawet gdy są wiele kilometrów od siebie. Taka przyjaźń to prawdziwy skarb. No nie powiem, rozpoczęcie znajomości z nowym lokatorem było wspaniałe! Co mi się wydaje, że Rayan namiesza jeszcze w życiu Ashley. nie wiem czy mam racje, ale tak mi się wydaję.
    Kochana Tobie również wesołych świąt oby były jak najlepsze !
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, darmowa reklama! Dziękuję Ci! Zapomniałaś tylko dodać "beznadziejnego" ale okej, magia swiąt więc wybaczam.
    Zebrałam się po przeczytaniu życzeń więc mogę komentować:
    Matt - przyjaciel. Tylko my wszyscy już wiemy, że u niego to chyba już nie jest przyjaźń. Coś tam najwyraźniej w jego wielkim sercu zakiełkowało. Ash - naprawdę świetna dziewczyna. I według mnie ona naprawdę dobrze sobie radzi z tym wszystkim. Jasne, ma koszmary i tak dalej ale zawsze mogło być gorzej. A jak jest źle to jest Matt, który wspiera. I vice versa. O co chodzi z trenerem? Coś mi tu śmierdzi i nie mówię wcale o sobie, zmęczonej po porządkach.
    Rayan - jak nic cos namiesza. Stawiam, że będzie się krecił wokół Ash, Matt pewnie się tym faktem nieco wkurzy, bo to on coś do niej czuje i jakiś fistaszek nie będzie mu jego miłości odbierał. A co dalej to już nie wiem. Ae racja, rozpoczęcie znajomości znakomite. W moim stylu. :D
    Cóż Tobie również cudownych świąt. Pozdrawiam :)
    ps Nienawidzę Cię za wzmiankę o pierogach i uszkach.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu mam czas by skomentować.
    Taka przyjaźń, taka miłość między dwojgiem ludzi marzyła mi się od dziecka. Niestety nigdy nie było mi dane posaidać takiego przyjaciela czy też przyjaciółkę, dlatego też ogromnie lubię czytać takie historię.
    Twoje są wyjątkowe - i nie muszę tego chyba pisać.
    Obawiam się, że Matt coś poczuł do Ash i może stąd jego dziwne nastroje.
    Mam jednak nadzieję, że Ash nie pozwoli aby nawróciła mu się depresja, a on uchroni ją przed demonami przeszłości.

    przepraszam, za ład i skład komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem czy to wcześniej pisałam, ale podoba mi się relacja Matta i Ashley. Chyba nawet bardziej polubiłam Matta. Widać po nim, że ma poczucie humoru, osobiście uwielbiam takie udawane chamskie odzywki, więc siatkarz jest typem człowieka, z którym na pewno znalazłabym wspólny język. Jednocześnie on wie, kiedy powinien być poważny i pomocny, co niejako czyni z niego ideał. Dlatego też czekam na pojawienie się jakichś wad, bo wiadomo, że takowe też musi on posiadać :P
    Co do Ryana, to według mnie Ash grubo przesadza z tym przerażeniem. Przecież ona tylko przypadkiem wpadła na niego w pociągu, przeprosiła trochę automatycznie, ale o co jej chodzi z tym pechem? Nie sądzę, żeby Ryan był na nią obrażony za tą sytuację sprzed kilku chwil. Niech Ash wyluzuje :D

    OdpowiedzUsuń
  5. dopiero teraz, ale jestem
    tak mi żal Matta, a ja go przecież nawet nie lubię :O
    w każdym razie, strasznie mi się podoba :)
    weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. 28 yr old Speech Pathologist Ellary Girdwood, hailing from Victoria enjoys watching movies like "Flight of the Red Balloon (Voyage du ballon rouge, Le)" and Electronics. Took a trip to Primeval Beech Forests of the Carpathians and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. katalog

    OdpowiedzUsuń